"Z wielkim trudem, dzięki moim znajomościom i wydając fortunę, zdobywałem dla niej wszystko, czego zażądała – perfumy, wodę kolońską, mydło, puder, czekoladę, słodycze. Kupowałem też materiał na sukienki – jedwab, szyfon, aksamit, muślin. A ona przyjmowała to wszystko jak należny jej hołd i ciągle było jej mało. Idziemy na przykład razem ulicą Miaśnicką (obecnie Kirowa), mijamy sklep z maszynami rolniczymi, na witrynie misternie ułożone łożyska kulkowe. – Zobacz, Musiu, łożyska. Chcesz? – pytam żartobliwie. – Kup. – Po co ci?! – Ot tak, niech sobie leżą”. Wkrótce Wertyński wyemigrował do Polski i ruszył w tournée po świecie, los Musi jest nam bliżej nieznany. Nasuwa się pytanie: czy postępowanie baleriny sprzed 105 lat jest na pewno godne napiętnowania? A może nie była pazerna, ale po prostu zapobiegliwa, a na dodatek potrafiła przewidzieć nadejście ciężkich czasów? A w ciężki