Ewidentną i zauważalną cechą tegorocznej edycji była mniejsza liczba odwiedzających i wystawców, ale byli tacy, którzy interpretowali to jako fakt pozytywny – impreza się specjalizuje, a przypadkowi goście tylko zabierają czas na jałowe spotkania, no i generują kolejki do bramek i toalet. Inni uczestnicy rozdzierająco wołali: „MIPIM umiera!” i przy wtórze złowieszczego śmiechu dowodzili, że formuła spotkań na Lazurowym Wybrzeżu, w jednym z najdroższych miast Europy, już się wyczerpała, zwłaszcza w epoce zaciskania pasa. Kolejną grupę opiniotwórczą można scharakteryzować jako armię pełnych nadziei optymistów, którzy przyrównywali rynek do sportowego samochodu z silnikiem pracującym na wysokich obrotach, ale z zaciągniętym ręcznym hamulcem – po prostu wystarczy jeszcze chwilę zaczekać, a kierowca zwolni dźwignię i bolid wystrzeli, zabierając nas wszystkich ku jasnej przyszłości. Jeszcze inni (powiedzmy: realiści) u