Chyba przyzwyczailiśmy się (czy to nie brzmi okropnie?) do toczącej się tuż za naszą granicą wojny. A o czym pisaliśmy od jej rozpoczęcia? Najpierw oczywiście o wielkiej mobilizacji: akcjach pomocowych, zbiórkach darów, udzielanych schronieniach. Później o kolejnych firmach wycofujących się z rynku rosyjskiego, a także o tych, które się na to nie zdecydowały. O zakłóconych łańcuchach dostaw, mglistych „niepokojach geopolitycznych” i ich wpływie na decyzje rodzimych inwestorów, a także o ostrożności tych zagranicznych, którzy obawiali się, że Polska leży jednak zbyt blisko terenów, na które regularnie spadają bomby. Teraz mówimy już powoli o odbudowie Ukrainy, rosnącym w tym kontekście znaczeniu Podkarpacia i Lubelszczyzny, a także o możliwościach inwestycyjnych, które mogą się w związku z tym pojawić. Nie porzuciliśmy przecież naszych Exceli i Teamsów. Wojna najpierw przeraziła, potem zmobilizowała do działania. W końcu