Kolej na przyspieszeniu?
Ewa Kniaziołęcka, młoda historyk sztuki z powieści Leopolda Tyrmanda „Siedem dalekich rejsów”, na podróż pociągiem z Warszawy do Darłowa poświęciła osiem godzin. Było to w 1952 roku. Dziś w pociągu spędziłaby… co najmniej tyle samo czasu! Ale to ma się wkrótce zmienić
Emil Górecki
W połowie września w siedzibie spółki PKP Polskie Linie Kolejowe, podpisana została umowa na opracowanie studium wykonalności szybkiej linii kolejowej między Warszawą, Łodzią, Poznaniem i Wrocławiem. Jej długość to 450 km. Trudno uwierzyć, że pociągi mają kursować po tej linii z prędkością nawet 350 km na godzinę! Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę liczbę świetnych kolejowych połączeń w Polsce. Studium wykonalności sporządzi konsorcjum hiszpańskiej spółki IDOM i Biura Projektów Komunikacyjnych w Poznaniu. Będzie to kosztować ponad 48,9 mln zł. Wykonawca ma 27 miesięcy na wyznaczenie trasy i zaprojektowanie wariantu finansowania inwestycji. Realizacja projektu jest możliwa dzięki – a jakże – środkom z unijnego Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko.
Każdy z nas przynajmniej słyszał o Programie Budowy Dróg Krajowych i Autostrad. To długi i nudny dokument, mówiący o tym, co rząd obiecuje zbudować do roku 2013. Nawet dziecko wie jednak, że program programem, ale trzeba być realistą. I nie ma co się nastawiać, że co w tym dokumencie zapowiedziano, to w 2013 roku powstanie. Ale nie o tym miało być. Czy ktoś słyszał o programie rozwoju kolei? A taki program istnieje. I co więcej – został opracowany w perspektywie roku 2030!
Jednym z jego priorytetów jest przystosowanie linii kolejowych, łączących najważniejsze aglomeracje, do wymogów szybkiej kolei. Dziś na kilku zaledwie odcinkach Centralnej Magistrali Kolejowej nasze stare lokomotywy osiągają prędkość do 200 km na godzinę. Wkrótce takich tras będzie więcej, jak obiecał minister Cezary Grabarczyk, podpisując stosowną umowę. Według zapisów programu rozwoju kolei, do 2030 roku z Warszawy do wszystkich największych miast Polski mamy jeździć z prędkością co najmniej 200 km na godzinę.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że podróże koleją nie należą do krótkich i przyjemnych. Teraz, w czasie remontów na torach, jest jeszcze trudniej. Pociechą może być świadectwo podróżujących na trasie Łódź–Warszawa. Jeszcze cztery lata temu podróż ta trwała blisko 2 godziny. Średnia prędkość pociągu – około 70 km na godzinę. Po rozpoczęciu remontu trasy sytuacja drastycznie się pogorszyła. Na podróż między tymi miastami trzeba było poświęcić w czasie remontu 2,5 do 3 godzin. Nie do pozazdroszczenia. Za to dziś trasę tę pokonuje się w około 90 minut. Tyle czasu potrzebowała na to w latach 30. ubiegłego wieku tzw. Luxtorpeda, najnowocześniejsza lokomotywa, jaką przejęliśmy od zaborców.
O ile jednak o budowie autostrad i dróg krajowych głośno, to o kolejach niewiele się mówi. Mają one znacznie mniej protektorów, a i społeczne nastawienie do państwowego molocha nie jest przychylne. Mimo to istnieją firmy, które w ten segment rynku wierzą, jak Strabag Rail, czy Polimex-Mostostal. Ta druga systematycznie zwiększa w nim udziały już od kilku kwartałów.
Kto jest winien, że kolej jeździ tak wolno? Brak pieniędzy. Albo też słabe ich wykorzystanie, a nie – jak wielu twierdzi – fakt, że właścicielem całego kramu jest państwo. Przewozy pasażerskie z zasady nie są dochodowe. A najlepsze koleje – francuskie, niemieckie czy japońskie – należą właśnie do podatników. ν