Zdrowie na budowie
Budowlanka to jedna z najbardziej niebezpiecznych branż w polskiej gospodarce. Niestety, przyczyną wypadków najczęściej jest sam człowiek. W zeszłym roku na budowach w Polsce zginęło 117 osób. Na szczęście, tendencja jest spadkowa
Emil Górecki
W grudniu na budowie Stadionu Narodowego w Warszawie z wysokości 18 metrów runął dźwig osobowy z dwoma robotnikami. Obydwaj zginęli. Wypadek ten spowodował falę kontroli takich urządzeń w całym kraju. Na budowie stadionu w Poznaniu nieco wcześniej doszło do podobnego wypadku, na szczęście winda spadła z wysokości 3-4 metrów, a przebywający w niej człowiek został tylko ranny w stopę.
Pod koniec lutego na placu budowy centrum handlowego Plaza w Suwałkach doszło do wypadku, w wyniku którego zginęło trzech pracowników firmy budowlanej Unibep. W komunikacie wydanym przez rzecznika tej spółki czytamy, że uczestnicy wypadku pracowali na platformie montażowej zbudowanej z systemowych elementów przez specjalistyczną firmę zajmującą się montażem tego typu urządzeń. Platforma ta przeszła odbiór techniczny i została dopuszczona do użytkowania, była również wielokrotnie kontrolowana i sprawdzana przez odpowiednie służby, w tym – służby zewnętrzne. Jest to już kolejny wypadek na tej budowie. Trzy tygodnie wcześniej zginęła tam jedna osoba. Upadki z wysokości były powodem 36,9 proc. wypadków na budowach w 2009 roku.
W marcu w centrum Warszawy doszło do mniej tragicznego w skutkach zdarzenia na budowie projektu Reinhold Lipiński Passage. Tym razem niegroźnie ranny został jeden człowiek. Płynny beton zalał jednak pięć samochodów. Kilka dni wcześniej, na budowie stadionu w Poznaniu wybuchła opona jednego z dźwigów, uderzając znajdującego się w pobliżu pracownika. To zdarzenie również nie było groźne. Uderzenie poszkodowanego przez spadający przedmiot to czynnik powodujący 8,9 proc. wypadków.
Certyfikat nie do gabloty
Zasypanie poszkodowanego ziemią – przyczyna 6 proc. wypadków w budownictwie. Rok temu na budowie węzła ul. Marsa i Płowieckiej w wyniku obsunięcia się ściany wykopu zmarł jeden pracownik, a drugi trafił do szpitala. Byli zatrudnieni w firmie-podwykonawcy przedsiębiorstwa P.R.I Pol-Aqua. – W naszej firmie na szczęście już od dawna nie było wypadku, w którym ucierpieliby ludzie. Jesteśmy w trakcie pozyskiwania certyfikatu PN 18001, który świadczy o spełnianiu zasad bezpieczeństwa i higieny pracy. Niektórzy inwestorzy wymagają takiego certyfikatu od firm starających się o kontrakt na wykonawstwo. Uważam, że firmy które taki certyfikat mają, powinny dostawać dodatkowe punkty przy ocenie ich oferty w przetargach publicznych – mówi Wojciech Wolski, menedżer jakości i pełnomocnik zarządu ds. systemu zarządzania firmy P.R.I. Pol-Aqua.
– Idea tego certyfikatu jest słuszna i firmy, które takim certyfikatem się legitymują, zazwyczaj rzeczywiście mają wdrożone właściwe procedury i zasady bezpieczeństwa na budowach. Ważne jest jednak, by dokument ten nie wisiał w gablocie, a skłaniał firmy do ciągłego monitorowania stanu bezpieczeństwa i higieny pracy na budowach, wdrażania nowych procedur, utrzymywanie wykwalifikowanych służb bhp – zauważa Grzegorz Łyjak, dyrektor Departamentu Nadzoru i Kontroli Głównego Inspektoratu Pracy (GIP).
Budowy pod kontrolą
W ubiegłym roku Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła prawie 6,3 tys. kontroli na 3,9 tys. budów. Jakie były najważniejsze spostrzeżenia inspektorów? Brak zabezpieczeń przed upadkami z wysokości (1484 przypadki), niezabezpieczenie przejść i klatek schodowych (517 przypadków), brak zabezpieczeń przy otworach technologicznych (557 uwag) czy brak osobistych zabezpieczeń ludzi pracujących na wysokości (392 uwagi). Lista grzechów budowlańców nie jest, niestety, taka krótka. Ich konsekwencją są wypadki, często również śmiertelne. – Polskie budowy nie są ani bardziej, ani mniej bezpieczne niż zachodnie. Jednak trudno o porównanie w liczbach bezwzględnych, bo nie ma przyjętej jednolitej metodologii kwalifikowania wypadków przy pracy. Polskie firmy są coraz lepsze, w statystyce wypadków widzimy trend spadkowy, mimo to staramy się o dalsze zmniejszenie ich liczby – mówi Grzegorz Łyjak.
Bez punktów za atesty bezpieczeństwa
Inspektorzy badają również powody, dla których standardy bezpieczeństwa na budowach nie są spełniane. To źle pojmowana oszczędność oraz przerzucanie odpowiedzialności za stan bezpieczeństwa na podwykonawców, którzy mają znacznie mniejsze możliwości finansowe i techniczne niż duże firmy. Częstą przyczyną jest też niski poziom wiedzy z zakresu bhp oraz tolerowanie ryzykownych zachowań. – Firmy wykonawcze postrzegają te powody nieco inaczej. Wskazują na dużą rotację pracowników, a – co za tym idzie – ich skromniejszą wiedzę i mniejsze doświadczenie, podkreślają także brak środków na zapewnienie bezpieczeństwa – mówi Grzegorz Łyjak. Dodaje, że w pewien sposób sprzyja tej sytuacji Prawo zamówień publicznych, bo firmy starające się o kontrakt oszczędzają również na bezpieczeństwie.
Prawo zamówień publicznych pozwala zamawiającemu stosować w przypadku robót budowlanych kryteria dotyczące jedynie przedmiotu zamówienia, a nie podmiotu, który się o kontrakt stara. – Możemy odrzucić ofertę firmy, która proponuje inne niż wymagane przez nas gwarancje, terminy, funkcjonalności, technologie czy atesty bezpieczeństwa dla środowiska. Ale jeśli oferta wykonawcy uzyskała najwięcej punktów, to musimy ją przyjąć, nawet, jeśli wiemy, że nie dotrzymał on warunków umów z innymi zleceniodawcami. Jedyna możliwość wykluczenia jest wtedy, gdy firma znalazła się na tzw. czarnej liście prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, co dzieje się po prawomocnym wyroku sądu. Nie możemy więc odrzucić najtańszej oferty, dlatego że wykonawca nie ma certyfikatu bezpieczeństwa – analizuje Bartłomiej Miluch, zastępca dyrektora Biura Zamówień Publicznych Urzędu Miasta w Szczecinie. Dodaje jednocześnie, że każda firma wykonawcza, działająca na rynku, musi spełniać wymogi bezpieczeństwa, jakie nakłada na nią Prawo budowlane.
O podejściu do zasad bezpieczeństwa świadczyć może sposób pozyskiwania planów bezpieczeństwa i ochrony zdrowia na budowie BIOZ. Plan ten jest wymagany, gdy przewidywane roboty budowlane mają trwać dłużej niż 30 dni roboczych i jednocześnie będzie przy nich zatrudnionych co najmniej 20 pracowników, pracochłonność planowanych robót będzie przekraczać 500 osobodni oraz w kilku innych, szczególnych przypadkach. – Bardzo często taki plan jest ściągany z internetu, bez rzetelnej oceny występujących zagrożeń. Spełniony jest wprawdzie wymóg formalny, jednak jego rzeczywiste znaczenie dla bezpieczeństwa pracowników wykonujących roboty budowlane jest żadne – przekonuje Grzegorz Łyjak z GIP.
Co straci firma?
Jak zauważa Wojciech Wolski, koszty każdego wypadku na budowie są duże i nie wszystkie da się policzyć. Najłatwiej wymienić przestój w pracy, jaki jest potrzebny komisjom na zbadanie wypadku. Dalej są koszty nieobecności pracownika na budowie, ewentualne odszkodowania, utracone zyski. – Jednak najważniejsze koszty są niepoliczalne. Chodzi przede wszystkim o zdrowie lub życie pracowników, a w dalszej kolejności – o reputację firmy na rynku. Jeśli takie wypadki się powtarzają, zniechęca to potencjalnych kontrahentów – tłumaczy Wojciech Wolski.
Dodatkowych obciążeń niesolidnym firmom może dostarczyć inspekcja pracy. Kary finansowe, jakie może nałożyć, są dla dużych firm żadne – to 1-2 tys. zł grzywny, w wyjątkowych sytuacjach do 5 tys. zł. Dlatego inspekcja pracy coraz częściej sięga po inne środki, jak wnioski kierowane do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o podwyższenie składki wypadkowej lub wnioski do właściwego inspektora nadzoru budowlanego o wstrzymanie robót budowlanych. Takie sankcje stosuje się, gdy w firmie nie widać poprawy, a te same błędy powtarzają się przy drugiej kontroli w ciągu roku. Dotkliwy jest także przestój w pracy na czas badania okoliczności wypadku. Na przykład, po grudniowym wypadku na Stadionie Narodowym powołany kilkuosobowy zespół powypadkowy przebywał na budowie siedem dni, rozciągnięte przez cały grudzień. Co jednak, jeśli do wypadku dochodzi z powodu zaniedbań podwykonawców? Pełnomocnik zarządu P.R.I. Pol-Aqua ds. zarządzania jakością zaznacza, że już na etapie wyboru podwykonawców można zwrócić uwagę na historię wypadków u ewentualnego partnera i posiadane przez niego certyfikaty. – Jeśli już dojdzie do wypadku, sprawdzane są ewentualne nieprawidłowości, a jeśli podwykonawca ich nie usunie, wówczas można rozwiązać umowę współpracy. W naszej firmie tak się zdarzało, choć to pojedyncze przypadki – mówi Wojciech Wolski z P.R.I. Pol-Aqua.
Liczba kontroli przeprowadzanych przez PIP i długość ich trwania z roku na rok się zwiększa, bo systematycznie wzrasta zakres kontrolowanych przez ten urząd zagadnień. Od niedawna jego taktyka na budowach polega na szybkich akcjach związanych z badaniem jednego aspektu bezpieczeństwa, na przykład pracy na wysokości. – Głównym celem tych kontroli jest stała poprawa stanu bhp, nie zależy nam na karaniu. Chcemy, by przedsiębiorcy budowlani z góry wiedzieli, czego wymagamy, dlaczego przeprowadzamy intensywne działania prewencyjne i informacyjne, skierowane do pracowników, pracodawców oraz osób bezpośrednio odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Cel to ograniczenie liczby wypadków – podkreśla Grzegorz Łyjak.
Mamy do nadrobienia 20 lat
Nie powinniśmy jednak być z siebie zbyt zadowoleni, bo do nadrobienia mamy jeszcze bardzo dużo. Oczywiście, dla własnego dobra. – Poziom bezpieczeństwa i ochrony zdrowia na budowach w Polsce jest taki, jak 15-20 lat temu w Wielkiej Brytanii, która w tym zakresie jest europejskim punktem odniesienia. Różnicę widać nawet w dużych, międzynarodowych spółkach budowlanych. Powodów tego jest kilka: gorsze prawo, słabsze egzekwowanie go, brak odpowiedniej edukacji, ale przede wszystkim kultura i świadomość, a nawet – lekceważenie tego problemu przez menedżerów – uważa Steve Iddon, konsultant ds. bhp, pracujący obecnie dla firmy Skanska. Jak mówi, Wielka Brytania włożyła mnóstwo wysiłku i pieniędzy w edukację i uświadamianie pracowników o skutkach wypadków, posługując się m.in. motywem osieroconych dzieci. To dało efekty. – Dziś brytyjskie place budowy są maksymalnie bezpieczne, zdarza się tu znacznie mniej wypadków niż średnio w Europie, a ja zostałem zatrudniony w Polsce, a wcześniej na Węgrzech, by przenosić te dobre praktyki – podsumowuje Steve Iddon. ν