Malczewski mieszka na parterze
Dzięki zapachom, klienci sklepów, nie zdając sobie z tego sprawy, czują się lepiej i ostatecznie zostają dłużej. Tak mówi marketing zapachowy. Czy w budynkach biurowych odpowiednikiem zapachów może być sztuka?
Mladen Petrov
Diego María de la Concepción Juan Nepomuceno Estanislao de la Rivera y Barrientos Acosta y Rodríguez to jego pełne imię. W skrócie Diego Rivera – słynny meksykański malarz, grafik, architekt, działacz ruchu komunistycznego i mąż Fridy Kahlo. W 1933 roku amerykański multimilioner Rockefeller zlecił mu namalowanie muralu w Rockefeller Center w Nowym Jorku. Praca całkowicie pochłonęła malarza – fakt, że jako znany komunista zatrudniony został przez orędownika kapitalizmu najwyraźniej mu nie przeszkadzał. Była to niepowtarzalna okazja dotarcia do amerykańskiej publiczności. I przy okazji sprowokowania jej. Kiedy amerykański magnat dopatrzył się na gotowym muralu podobizny Lenina, pracę zniszczono. Tak skończył się krótki romans artysty z nowojorskim rynkiem biurowym.
Puste ściany
Dziś w miejscach pracy prowokacji raczej brakuje. Podejmowane są jednak próby wprowadzenia sztuki do biurowców, np. przez organizowanie w nich wystaw. Ale zgromadzone tam obrazy, rzeźby i fotografie po zakończeniu ekspozycji opuszczają świat biznesu. I raczej nie wracają. Tak jak warszawska Yours Gallery. W 2003 roku, kiedy w Warszawie oddano do użytku budynek Metropolitan autorstwa Normana Fostera, wśród najemców znalazła się również galeria. Prestiżowa lokalizacja, znany na całym świecie architekt, czołowe nazwiska fotografów – wszystko przemawiało na korzyść tego adresu. Yours Gallery jednak pożegnała się z prestiżowym biurowcem i zawitała pod nowy, bardziej tradycyjny adres – Krakowskie Przedmieście. Skąd konieczność przeprowadzki? – Liczono na większą frekwencję. Galeria służy promocji sztuki, ale również musi przynosić zysk. W budynkach biurowych ludzie nastawieni są na biznes, a sztuka pozostaje na drugim planie. W weekend biurowce świecą pustkami, a sztuka potrzebuje kontaktu z ludźmi – wyjaśnia Anna Kwiatkowska z agencji Cushman & Wakefield, która była zaangażowana w proces komercjalizacji budynku. – Taki najemca jak dom aukcyjny czy galeria niewątpliwie dodaje budynkowi prestiżu, ale są to instytucje podatne na koniunkturę. Właściciele nieruchomości wolą mieć wśród najemców na parterze instytucję finansową, która przynosi stabilny zysk co miesiąc – uważa Anna Kwiatkowska.
Sztuka nie gości zbyt często w biurowcach, nie tylko w galeriach i u najemców tego rodzaju. Ściany w częściach wspólnych często pozostają puste, podobnie we foyer. Dlaczego? Zdaniem agentów to, że hol budynku przypomina galerię sztuki jest mało przekonującym argumentem w negocjacjach z potencjalnymi najemcami. Koszty to kolejna przyczyna. Zarówno te dotyczące zakupu sztuki, jak i utrzymania części wspólnych. Drogie obrazy należy przecież monitorować. W dodatku jeżeli w foyer mamy wystawę, to musimy zadbać o odpowiednią organizację ruchu, by budynek funkcjonował bez zakłóceń przy dużej liczbie zwiedzających. – Jeśli zarządca budynku zauważy, że jest przestrzeń, którą można zaaranżować i w ten sposób podnieść atrakcyjność części wspólnych, sztuka będzie jednym z jego oczywistych wyborów. Ale czy właściciel budynku uda się do galerii na skutek naszej sugestii, to inna sprawa. Zazwyczaj wolą oni zainwestować w małą architekturę, bo ją łatwiej zauważyć. Najemca raczej nie zgodzi się na wyższy czynsz tylko dlatego, że we foyer wisi bardzo drogi obraz uznanego malarza – mówi się Iwona Laszkiewicz, dyrektor działu Property & Asset Management w agencji King Sturge.
Czy deweloperzy, w trosce o koszty, nadal będą redukować części wspólne? – Zdarza się, że projekt zakłada jakąś „dominantę”, punkt skupienia istotny dla całości kompozycji i wtedy można założyć, że gdzieś pojawi się dzieło sztuki. Przy dobrej współpracy na linii architekt–klient często architekt pozostaje rodzajem konsultanta, który doradza rozwiązania estetyczne, nawet jeśli projekt nie jest zleceniem od „A” (koncepcji) do „Z” (wnętrz) – mówi Tomasz Niedzielski, architekt warszawskiego biura pracowni architektonicznej Chapman Taylor. – W Polsce, niestety, jeszcze będziemy musieli poczekać na rozwój rynku sztuki w lokalizacjach biznesowych. Na razie sztuka w biurowcach to element jedynie prestiżowy i pozostaje bez znaczącego wpływu na wartość nieruchomości – dodaje Anna Kwiatkowska.
Szlachetne budynki
Do biura Juliusza Windorbskiego, prezesa zarządu Desy Unicum, firmy skupiającej dom aukcyjny i pięć galerii, przychodzą również deweloperzy, a wśród nich najczęściej Marek Roefler, prezes zarządu firmy deweloperskiej Dantex i znany kolekcjoner. Sam zaczął inwestować w dzieła artystów 20 lat temu. Tworzy kolekcję Danteksu od dziesięciu lat. Sztuki nie brakuje w siedzibie firmy oraz w gabinecie prezesa, w którym wisi 13 obrazów i stoją 4 rzeźby. – Na sztukę można patrzeć na kilka sposobów. Jest to dobra inwestycja dla tych, którzy mają cierpliwość, ale również podnosi wizerunek budynku. Mimo to, sztuka w biurowcach pozostaje mało popularna. Poza tym w naszych projektach budowanych pod konkretnego najemcę, niestety, niewiele mamy do powiedzenia w sprawie dekoracji części wspólnych – mówi Marek Roefler.
Obrazy w swoich obiektach mają m.in. firmy Skanska i Karimpol. Obecnie Echo Investment opracowuje koncepcję artystyczną dla swojego Parku Postępu na Mokotowie, a Europolis rozmawia z artystami w sprawie budynków przez siebie zarządzanych. – Dziś kupowanie sztuki do biurowców nie jest powszechne, ale to zaczyna się zmieniać. Deweloperzy dostrzegają, że stosunkowo tanio można podnieść jakość przestrzeni, uszlachetnić ją. W budynkach najwyższej klasy nie powinno bowiem chodzić tylko o architekturę i dobór odpowiednich materiałów. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że jest to decyzja o charakterze finansowym – wyjaśnia Juliusz Windorbski. Z tego powodu Desa Unicum działa na kilku frontach – od uznawanych powszechnie nazwisk po młodą polską sztukę. W jej galeriach można również nabyć inkografie prac Edwarda Dwurnika, Rafała Olbińskiego i Tadeusza Dominika. Inkografie, wykonywane na papierze kolekcjonerskim, powstają w limitowanych nakładach (edycja do 100 sztuk), za zgodą i pod nadzorem autora. Dodatkowo, każda posiada unikalny numer serii. Ceny zaczynają się od 500 zł. Taka kwota jest często ceną startową w licytacjach dzieł młodych polskich artystów.
Pożyczone piękno, pożyczone ściany
Obraz czy rzeźbę do biurowca można także wypożyczyć. Na takie rozwiązanie zdecydował się BRE Bank dla swojego departamentu Private Banking. Co kwartał, po konsultacjach z Desą Unicum, kolekcja jest zmieniana. Współpraca ta trwa już dwa lata. Do grona zainteresowanych sztuką najemców dołączyła również firma doradcza Xellion. – Dostajemy informacje o pozytywnych reakcjach klientów – potwierdza Juliusz Windorbski.
– Klient może zlecić architektowi projekt wnętrz, którego elementem będą konkretne dzieła sztuki, ale niestety nie musi. Są na świecie architekci, którzy mogą sobie pozwolić na stawianie warunków na starcie i traktować projektowany budynek jako całość, ale to są nazwiska takie jak Zumthor czy Herzog de Meuron. Nie każdemu jest to dane i często kończy się tym, że projekt wnętrz robi zupełnie kto inny – mówi Tomasz Niedzielski, architekt w warszawskim biurze Chapman Taylor. Barbara Kowalczyk, malarka, która specjalizuje się w corporate art, zwraca uwagę na to, że budynki biurowe jako nowe obiekty potrzebują indywidualnego podejścia. – Zdarza się, że deweloper po prostu stawia na sprawdzone nazwisko albo kupuje cokolwiek, żeby tylko ściany nie były puste. Prace te jednak nie zawsze oddają ducha miejsca i pasują do biurowca. Lepszym rozwiązaniem jest malowanie obrazów dla konkretnego budynku, po tym, jak artysta sam zapozna się z obiektem – zapewnia. ν