Dyskretny urok budy z kebabem
Polacy wrócili z wakacji. Z bagażami, pamiątkowymi zdjęciami, piaskiem w butach i wrażeniami z pobytu w różnych zakątkach świata. Coraz mniej rodaków spędza wakacje w kraju. Dlaczego? Bo drogo, ciasno i brzydko
Emil Górecki
Spójrzmy, jak wyglądają nasze miejscowości turystyczne. Stare, zaniedbane domy, z dobudówkami, nadbudówkami, przybudówkami i tablicami z napisem „wolne pokoje”. Wokół parkingi dla samochodów gości. Lepsze budynki hotelowe są oddzielone od reszty ogrodzeniem. Na ulicy drewniane budki, w których miejscowi sprzedają bursztynowo-plastikowe korale, gumowe piłeczki i ryby z frytkami. W wąskich uliczkach pełnych drewnianych szałasów straszą dziury błota, a radio z trzeszczących głośników nadaje przedwczorajsze szlagiery.
W górach wcale nie jest lepiej – pensjonaty budowane dla Funduszu Wczasów Pracowniczych konkurują z „prywatną inicjatywą” górali, którzy każdy kąt swoich chałup przerobili na miejsca noclegowe. Do tego odpustowa atmosfera miejskiej promenady z brudnymi straganami, żółtym misiem do fotografowania i absolutnym brakiem spokojnego miejsca, żeby chwilę odpocząć. A najgorsze – i to zarówno w górach, jak i nad morzem – że stare piękne budynki chowają się za banerami i tymczasowymi namiotami handlarzy.
Jak sobie wyobrażamy wymarzone miejsce na wypoczynek nad morzem? Ładne, ciche i położone blisko plaży mieszkanko, najlepiej z widokiem na wodę, po której pływają malownicze żaglówki. Jak w filmach, których akcja rozgrywa się w Saint-Tropez czy na Florydzie. Zadbane uliczki, równa estetyczna zabudowa, sympatyczne, ciche ławki w cieniu drzew.
Niestety, trudno znaleźć takie miejsce w Polsce. Z czego to wynika? Wielu uważa, że z dziesiątków lat dewastacji polskiego krajobrazu przez komunizm. Ale nie tylko. Po prawie dwóch dekadach funkcjonowania samorządów i wolnej gospodarki wiele mogło się zmienić. Tymczasem jedynie kilka procent powierzchni gmin jest objętych planami przestrzennymi. Dlatego zdecydowana większość inwestycji powstaje na podstawie wydawanych warunków zabudowy. Dla inwestora oznacza to czasem, że może postawić co mu się podoba, albo że nie może zbudować niczego.
Część gminnych urzędników boi się podjąć jakąkolwiek inicjatywę, która mogłaby zaprowadzić w ich miejscowościach jako-taki ład. Wolą w ogóle nie wydawać decyzji, czym stopują chętnych do inwestowania. Temu, że budowane są koszmarne obiekty, winne są także procedury. Żaden samorząd nie ma prawa ingerować w ostateczny wygląd planowanych budynków. Jeżeli tylko wysokość budynku jest zgodna z przepisami, położenie prawidłowe i zgadzają się wszystkie wymiary – jest O.K.. To prawda, że nad projektami mogą czuwać ich architekci. Jeżeli tylko czują taką potrzebę. Ci jednak często wychodzą z założenia, że „klient nasz pan”. Jeśli inwestor chce zbudować zamczysko Gargamela w centrum turystycznego miasteczka – to niech buduje. Jego pieniądze, jego sprawa.
Mimo tłoku, bałaganu i hałasu, wielu ludzi decyduje się jednak na spędzenie urlopu we Władysławowie albo w Zakopanem. Zachodzę w głowę, dlaczego? Widocznie im się tam podoba. Edukacja estetyczna Polaków stoi, niestety, na niskim poziomie.
Wszyscy odbyliśmy krótsze lub dłuższe wycieczki po Polsce. W jakich polskich miastach odpoczywa się Państwu najlepiej? A które w ogóle nie nadają się na wakacje? Czekam na Państwa e-mailowe opinie: emil@eurobuildcee.com. Może uda się nam stworzyć mały ranking polskich miast wypoczynkowych? ν