Publiczna sierotka
Finansowane przez samorządy lub instytucje państwowe zlecenia na budowę szkół czy szpitali nie są łakomym kąskiem dla firm budowlanych. Być może sytuacja się zmieni gdy projekty tego typu zaczną być realizowane w długo oczekiwanym systemie partnerstwa publiczno-prywatnego
Firmy budowlane niechętnie rozmawiają o zleceniach na budowę obiektów użyteczności publicznej. Pytanie o takie kontrakty najczęściej kwitują krótko: – Budojemy obiekty różnego typu – począwszy od mieszkań, przez inwestycje przemysłowe, po komercyjne, jednak obiekty użyteczności publicznej są tylko uzupełnieniem. Jeśli realizujemy takie kontrakty, to dobrze, ale jeśli nie, to fakt ten nie ma większego znaczenia – komentuje Marcin Gesing, dyrektor komunikacji i promocji w firmie Mostostal-Polimex.
Natańsza czyli (nie) zawsze najlepsza
Pod względem stosowanej technologii czy trudności wykonania budowa szpitala, szkoły czy sądu właściwie nie różni się od inwestycji komercyjnych. Zainteresowanie takimi zleceniami jest spore, ale wiele zależy od skali projektu, bowiem te naprawdę duże i drogie zamówienia pojawiają się rzadko. – Jesteśmy w stanie wykonać każdy, nawet bardzo skomplikowany projekt. W dogadaniu się z inwestorem jedynym problemem może być nasze wynagrodzenie, bo przy przetargach na budowę obiektów użyteczności publicznej zawsze wygrywa oferta, która zawiera najniższą cenę – ocenia Mateusz Gdowski, rzecznik prasowy Hydrobudowy-6. Zgadza się z nim Alfred Watzl, prezes firmy Strabag Budownictwo Ogólne i Inżynieryjne: – Największa różnica między inwestorem publicznym a prywatnym polega na tym, że przy przetargu ten drugi wybiera optymalną ofertę, która ma najkorzystniejszą relację ceny i jakości. Poza tym zawsze można z nim usiąść przy stole, negocjować i ustalić stanowisko satysfakcjonujące obie strony. Natomiast partner publiczny nie jest tak elastyczny i wybiera po prostu najtańszą propozycję – mówi prezes. Realizacja obiektów użyteczności publicznej stanowi około 10 proc. portfela firmy Strabag. Jej szef chciałby poprawić ten wynik, ale czasem procedury przetargowe są tak skomplikowane i czasochłonne, że spółce nie opłaca się w nie angażować.
Pomimo narzekań niewątpliwą zaletą zleceń z sektora publicznego jest gwarancja zapłaty za wykonane prace. Z inwestorami prywatnymi bywa różnie – zdarzają się problemy z płynnością finansową lub próby wykręcenia się od przelania części należności.
Budowa portfolio
Zaletą inwestycji publicznych, a przynajmniej wielu z nich, jest także ich prestiżowy charakter. W efekcie takich kontraktów często powstają budynki powszechnie znane i odwiedzane, jak teatry, opery czy sądy. To nie kolejny zamknięty biurowiec czy magazyn. – Do projektu każdego budynku podchodzimy z taką samą starannością i zapałem. Trzeba jednak przyznać, że jest szereg budynków, które są szlachetniejsze ze względu na swoje przeznaczenie. Mają realizować wyższe cele, a nie tylko pomnażać kapitał – mówi prof. Ewa Kuryłowicz, architekt z warszawskiej pracowni APA Kuryłowicz & Associates, która ostatnio zwyciężyła w konkursie na projekt nowej siedziby instytutów lingwistycznych Uniwesytetu Warszawskiego na Powiślu. Zdaniem Ewy Kuryłowicz zainteresowanie tego typu konkursami nie jest mniejsze, niż w przypadkach, gdy ogłaszają je prywatne firmy. Wartość inwestycji UW szacowana jest na 100 mln zł. Budynki mają być gotowe najpóźniej w 2009 roku. Władze uniwersytetu będą starały się pozyskać do 75 proc. wartości projektu z unijnych funduszy.
Co roku nowy teatr
Kwestia finansowania jest największym problemem inwestycji publicznych. Potrzeby są duże, a możliwości niewielkie. Unia Europejska wprawdzie wspiera inwestycje, ale najchętniej infrastrukturalne, takie jak drogi czy kanalizacje.
– Nie przewidujemy wzrostu wydatków na budowę obiektów użyteczności publicznej. Staramy się pozyskiwać unijne fundusze, ale jest to możliwe tylko wtedy, gdy wykażemy, że dana inwestycja jest ściśle związana z wyrównywaniem różnic rozwojowych między Polską a innymi krajami UE – informuje Piotr Husejko z wydziału budżetu i analiz Urzędu Miasta Poznania. By pokazać skalę wydatków, wystarczy przytoczyć kilka liczb. Poznań w zeszłym roku wydał na inwestycje (w tym remonty) z dziedziny oświaty 23 mln zł. Jest to zaledwie 7 proc. miejskiego budżetu inwestycyjnego. – Na obiekty kulturalne wydaliśmy tylko kilkaset tysięcy złotych. Środki zostały przeznaczone przede wszystkim na ich utrzymanie i konserwację. To zrozumiałe, bo nie buduje się nowego teatru czy muzeum co roku – wyjaśnia Piotr Husejko.
PPP, czyli plany, plany i jeszcze raz plany
Prywatne firmy wiążą spore nadzieje z inwestycjami, które mają być realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP). W teorii pomysł jest prosty: prywatna firma buduje publiczny obiekt za własne pieniądze, w zamian za co przez określony czas pobiera opłaty za jego użytkowanie. I choć ustawa o PPP weszła w życie już w minionym roku, to nadal brakuje odpowiednich rozporządzeń, by mogła obowiązywać. Ostatnio urzędnicy Ministerstwa Finansów wpadli na pomysł polegający na tym, że przed wejściem do spółki z inwestorem gmina musiałaby przeprowadzić sześć różnych analiz, m.in. finansowo-ekonomiczną, możliwych wariantów przedsięwzięcia oraz oddziaływania na środowisko (z tej się później wycofano). – Dysponujemy pozytywnymi doświadczeniami dotyczącymi realizacji w systemie PPP na rynku niemieckim, jesteśmy zatem żywo zainteresowani taką działalnością. Jednak na razie skutecznym hamulcem jest brak odpowiedniego ustawodawstwa, pozwalającego gminom realizować takie przetargi – tłumaczy Alfred Watzl ze Strabaga. Po raz kolejny dobry pomysł ugrzązł na urzędniczym biurku. Oby nie na długo.
Ewa Andrzejewska