Partnerstwo Ponad Podziałami
Partnerstwo Publiczno-Prywatne może być receptą na zagospodarowanie środków, jakie Unia Europejska przeznaczy w najbliższym czasie na rozwój naszej infrastruktury. Ale uwaga: nie wolno zapominać o tym, że partnerstwo to współdziałanie i podział zadań. - Wierzę w polskich urzędników - twierdzi Uwe Krüger z firmy Hochtief. Michał Skorupski z EC Harris studzi jego entuzjazm: - Muszą się jeszcze sporo nauczyć
Kiedy wicepremier Marek Pol obejmując swój urząd w 2001 roku zadeklarował, że polska infrastruktura będzie powstawała dzięki Partnerstwu Publiczno-Prywatnemu, nie mógł przypuszczać, że termin ten zrobi tak zawrotną karierę. O PPP pisała prasa, analitycy twierdzili, że to doskonały sposób na wykorzystanie środków na rozwój infrastruktury. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku polski rząd zaplanował wydać na ten cel 36 mld zł, w tym 7 mld z Funduszu Spójności i ISPA. Oby optymizm co do możliwości, jakie stwarza PPP nie był przesadzony.
Jak to się je
Partnerstwo Publiczno-Prywatne zakłada powstanie spółek specjalnego
przeznaczenia, których celem jest zaprojektowanie, wybudowanie i eksploatacja
konkretnego obiektu infrastrukturalnego - mostu, obwodnicy, oczyszczalni ścieków,
szkoły czy więzienia.
Kto może być udziałowcem takiej spółki? - Jestem głęboko przekonany, że
najlepszą i najbardziej efektywną pod względem kosztów metodą organizacji
takich przedsięwzięć jest kombinacja pieniędzy publicznych, gwarancji rządowych,
środków prywatnych i unijnych funduszy strukturalnych - uważa Uwe Krüger
prezes firmy Hochtief Central Eastern Europe. Hochtief realizuje przedsięwzięcia
typu PPP w USA, Wielkiej Brytanii i w Niemczech.
Takie projekty są atrakcyjne dla obu stron. Partner publiczny angażuje się w
nie, ponieważ otrzymuje istotną z punktu widzenia publicznego infrastrukturę
i nie musi się troszczyć o jej utrzymanie przez co najmniej kilkanaście lat.
Partner prywatny z kolei zapewnia sobie stały przychód - czerpie dochody z
eksploatacji obiektu - przez wiele lat po zrealizowaniu przedsięwzięcia. W
zamian za to ponosi ciężar eksploatacji obiektu.
Parterze, twoje zadanie....
Jednak nie każde współdziałanie prywatnych i publicznych pieniędzy zasługuje
na miano PPP. Z partnerstwem mamy do czynienia wtedy, gdy strona publiczna
definiuje problem i wspólnie z partnerem prywatnym ustala jak ten problem rozwiązać.
Partner publiczny ustala warunki, standardy i funkcje, jakie jego zdaniem musi
spełniać przedsięwzięcie. Do partnera prywatnego, wyłanianego w drodze postępowania
koncesyjnego, należy zaprojektowanie, wykonanie, sfinansowanie i eksploatowanie
inwestycji tak, aby spełniała ona wymagania strony publicznej.
Dlaczego strona publiczna powinna ograniczyć się tylko do określenia celu,
jaki chce osiągnąć dzięki inwestycji?
- Bo urzędnicy nie muszą znać się na projektowaniu i procesie inwestycyjnym
- twierdzi Michał Skorupski z EC Harris, który z praktyczną strona działania
PPP miał do czynienia w Manchesterze, gdzie brał udział w budowie linii
szybkiego tramwaju. - Urzędnicy powinni umieć określić cel, na jakim im zależy,
dopilnować jego uzyskania i w ciągu całego czasu trwania koncesji nadzorować
czy partner prywatny rzetelnie wywiązuje się z zadań, których się podjął.
Oto moje propozycje
Najlepiej zilustrować różnicę pomiędzy określeniem celu, a sposobu jego
realizacji na przykładzie dyskutowanego obecnie przebiegu autostrady przez
warszawski Ursynów. Gdyby tę inwestycję realizowano w ramach Partnerstwa
Publiczno-Prywatnego władze Warszawy powinny np. stwierdzić: chcemy drogi, którą
w ciągu godziny szczytu w jednym kierunku pokona kilka tys. samochodów, bardzo
niskiego poziomu hałasu i zanieczyszczeń, możliwości wjazdu
i zjazdu w określonych miejscach, telefonów alarmowych co 500 metrów.
Do strony prywatnej należałoby opracowanie różnych rozwiązań. Odpowiedź
mogłaby być taka: możemy drogę wpuścić w tunel, ale będzie to kosztowało
kilkaset milionów złotych, możemy ją poprowadzić w płytkim wykopie,
obudować ekranami dźwiękochłonnymi i będzie to kosztowało 200 mln zł. W
tym pierwszym wypadku chcemy otrzymywać dotację i pobierać opłaty przez np.
30 lat, w drugim tylko przez 15.
- Myślę, że przykładem PPP w najczystszej postaci byłaby sytuacja, gdyby władze
powiedziały prywatnemu inwestorowi: chcemy zapewnić transport określonej
liczbie osób. Prywatny inwestor mógłby proponować wszystko, od szybkiego
tramwaju, przez kolej po autobusy. Wtedy można by wybrać naprawdę najbardziej
racjonalne rozwiązanie - uważa Michał Skorupski.
Kiedy zaczynamy?
Plany wykorzystania PPP dla rozwoju naszej infrastruktury są bogate. Rurociągi,
obwodnica Wrocławia, autostrada A1 z Gdańska do Łodzi. Hochtief planuje budowę
sieci oczyszczalni ścieków, uzgadniane już są szczegóły przedsięwzięcia.
Czy jednak zrealizowano już jakieś projekty w ramach programu PPP? - Próbowano
tego systemu w budowie autostrad, ale myślę, że być może państwo wzięło
na siebie za duże ryzyko, z ryzykiem finansowym włącznie - uważa Michał
Skorupski. Jego opinię potwierdza Uwe Krüger. - Przykład autostrady A2 nie
jest chyba najszczęśliwszy. Wydaje mi się, że zbyt wiele różnych grup
nacisku ma różne interesy w przypadku tego przedsięwzięcia.
Żeby program mógł ruszyć naprawdę jeszcze wiele spraw musi zostać
uregulowanych prawnie. Sporo jest jeszcze do zrobienia np. w zakresie rządowych
zamówień na inwestycje infrastrukturalne.
Urzędnik, jaki jest, każdy widzi
Mówiąc o systemie Partnerstwa Publiczno-Prywatnego bardzo często zapomina się
o elemencie wskazującym na współpracę obu stron. To, że inwestorzy prywatni
są dobrze przygotowani do współpracy, nie ulega wątpliwości - inwestują
przecież własne pieniądze i angażują się w przedsięwzięcie na wiele lat.
Czy polscy urzędnicy są dla nich równorzędnym partnerem? Uwe Krüger jest
przekonany, że ludzie na najwyższych szczeblach administracji są
entuzjastycznie nastawieni do PPP. - Zarówno prof. Bogusław Liberadzki, szef
sejmowej komisji infrastruktury, jak i wicepremier Marek Pol bardzo mocno
stawiają na PPP. Myślę, że w tej kwestii polscy politycy są nawet bardziej otwarci, niż niemieccy -
twierdzi szef Hochtiefu. Zgadza się on jednak, że dla powodzenia programu,
najważniejsi są urzędnicy na średnim szczeblu hierarchii. - Nawet, jeśli
czasami brak im pewnych kwalifikacji, są oni gotowi do pracy i z entuzjazmem
podchodzą do zmian. Michał Skorupski z kolei bardzo starannie dobiera słowa.
- Myślę, że nasi urzędnicy muszą się jeszcze sporo nauczyć.