EN

Piękno na eksport

Architektura
Największe sukcesy odnoszą w Rosji. Ale łatwo nie mają. Polscy i czescy architekci muszą mierzyć się i z lokalną, i z bardzo mocną międzynarodową konkurencją

Nowy budynek ambasady będzie świadczył o sile, dostojeństwie i sprawności polskiego państwa, będzie naszą wizytówką w stolicy jednego z najważniejszych państw Unii Europejskiej - powiedział w listopadzie 2012 roku Jerzy Pomianowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, ogłaszając zwycięzcę konkursu na projekt polskiej ambasady w Berlinie. Wygrała renomowana warszawska pracownia JEMS Architekci, zgarniając za pierwsze miejsce 150 tys. zł. Poza nagrodą pracownia zyska także kontrakt na prace projektowe. Całkowity koszt budowy gmachu szacowany jest na około 40 mln euro. Drugą nagrodę i 100 tys. zł przyznano pracowni Wolski Architekci. Pod koniec 2013 roku ma zostać wybrany generalny wykonawca. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w 2016 roku berlińczycy będą mogli podziwiać kunszt polskich architektów. To świetna okazja do pokazania się w doborowym towarzystwie. Wszak w Berlinie stoją budynki najwybitniejszych współczesnych architektów. Wystarczy wspomnieć Daniela Libeskinda, Zahę Hadid, sir Normana Fostera, Helmuta Jahna, Jeana Nouvela czy Franka Gehrego. To światowa czołówka, której projekty można podziwiać w największych i najważniejszych metropoliach całego globu.

Czy polska architektura współczesna jest znana i doceniania na świecie? Czy polscy projektanci mogą się w ogóle mierzyć z tzw. "stararchitektami"? Na tak postawione pytania niezwykle ciężko odpowiedzieć. Bo czym mierzyć sukces? Liczbą publikacji w międzynarodowych mediach poświęconych architekturze? Jeśli tak... to nie jest najgorzej. Polscy architekci są na świecie zauważani i doceniani. Wystarczy wspomnieć Roberta Koniecznego, którego projekty robią furorę w zachodnich pismach branżowych. Ostatni przykład? Projekt domu Roberta Koniecznego zdobi okładkę najnowszego wydania cenionego magazynu o architekturze "Mark", który w dużej części poświęcony jest właśnie Polsce i polskim architektom. Ale jeśli chcielibyśmy przyjrzeć się konkretom, czyli projektom zrealizowanym za granicą ... to tu jest już trochę gorzej. Bo nie jest ich wiele.


Kusząca Moskwa
Najbardziej kuszący dla polskich projektantów był jeszcze przed paru laty rynek rosyjski. - Ale mamy także Chiny, Dubaj i Bliski Wschód. Tam wciąż postępuje gwałtowna urbanizacja i w związku z tym rośnie zapotrzebowanie na projektantów. Rynki te zostały jednak opanowane głównie przez firmy brytyjskie i amerykańskie - mówi Mariusz Ścisło, prezes Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP) i współwłaściciel pracowni FS&P Arcus. I rzeczywiście - przyglądając się próbom polskich pracowni, widzimy, że najwięcej projektów jest tworzonych na zamówienie inwestorów i deweloperów działających w Rosji, na Ukrainie czy Bliskim Wschodzie. Na tych rynkach swoich sił próbują m.in. takie polskie pracownie, jak: Arch Magic, APA Wojciechowski Architekci, Bose International Planning and Architecture, FS&P Arcus... tu można wymienić jeszcze kilka innych firm. Podobnymi doświadczeniami dzielą się także architekci z Czech. Vincent Marani, partner i architekt z pracowni Cigler Marani Architects przyznaje, że dla nich, podobnie jak dla polskich architektów, bardzo kuszący jest rynek rosyjski. - W Moskwie, niczym w Nowym Jorku, Londynie czy Hongkongu, zawsze jest miejsce na rozwój. W stolicy mieszka 14 milionów ludzi, a kraj ma bogate zasoby węgla i gazu. Dlatego, niezależnie od kondycji gospodarki światowej, tu zawsze będzie co robić - uważa Vincent Marani.

Pytanie tylko, czy skala tego specyficznego "eksportu" jest duża? Zdaniem polskich architektów, zagraniczna działalność pracowni to wciąż marginalne zjawisko. Szczególnie na tle potentatów. Mariusz Ścisło szacuje, że około 60-70 proc. działalności architektów w Wielkiej Brytanii to eksport. W Niemczech jest to około 40 proc. A w Polsce? - Nie mamy się czym chwalić. Z moich szacunków wynika, że może to być niecały procent - mówi Mariusz Ścisło.


Na własną rękę
Z czego to wynika? Może mieć związek ze zmianami, jakie zaszły w ostatnich kilkunastu latach na rynku firm wykonawczych. Mówiąc wprost - z chwilą prywatyzacji olbrzymich koncernów budowlanych, polscy architekci zostali pozbawieni zagranicznego przyczółku. Bo duże firmy budowlane, działające na zagranicznych rynkach, często wchodzą w konsorcja z pracowniami ze swoich macierzystych krajów. Tymczasem najważniejsze polskie firmy budowlane w wyniku prywatyzacji stały się w zasadzie oddziałami międzynarodowych koncernów. - Szkoda, że tak się stało, bo polskie pracownie miały kiedyś bardzo dobre rekomendacje - mówi Mariusz Ścisło. - Te związki kapitałowe są rzeczywiście istotne. Dziś praktycznie nie ma już polskich firm, które zabrałyby za granicę polskich architektów - dodaje architekt Olgierd Jagiełło z warszawskiej pracowni JEMS Architekci.

Ale to nie znaczy, że droga na rynki zagraniczne jest całkowicie zamknięta. Można przecież współpracować z zagranicznymi deweloperami, którzy zadomowili się na polskim rynku. Dzięki współpracy z deweloperem AIG/Lincoln na rynek moskiewski udało się wejść pracowni APA Wojciechowski Architekci. AIG/Lincoln to amerykański deweloper, który z powodzeniem zrealizował w Polsce kilka projektów - m.in. warszawskie biurowce Grzybowska Park, Riverside i Saski Crescent. To właśnie te budynki zaprojektowała pracownia APA Wojciechowski. Wchodząc na rynek rosyjski, Amerykanie zaprosili do współpracy polskich architektów. Wybór okazał się trafny. Tak powstał jeden z lepszych kompleksów biurowych w Moskwie - White Square Office Center. - Udało nam się stworzyć zespół budynków, wokół których powstała również wysokiej jakości przestrzeń publiczna. W dodatku projekt okazał się też sukcesem komercyjnym - opowiada Szymon Wojciechowski z APA Wojciechowski Architekci. Również czeska pracownia zaistniała na moskiewskim rynku dzięki współpracy z deweloperem ze swojego kraju. - W Rosji współpracujemy z czeskim inwestorem, firmą PPF Real Estate. To właśnie w ten sposób dostaliśmy tam zlecenia. Projektem, nad którym pracujemy, jest Telecom City w południowo-wschodniej części Moskwy. Będzie to park biurowy o powierzchni 400 tys. mkw. - mówi Vincent Marani. Polscy architekci przyznają jednak, że wejście na rynki zagraniczne wcale nie jest łatwe. Rozwój pracowni poza granicami kraju utrudniają bariery finansowe oraz często nieznajomość przepisów i lokalnej specyfiki. Dlatego pracownia APA Wojciechowski współpracowała z rosyjskimi architektami z ABD Architects. - To oni zajęli się załatwianiem wszelkich pozwoleń. Dzięki temu nie musieliśmy się martwić o formalności w moskiewskich urzędach - mówi Szymon Wojciechowski. - W Moskwie początkowo współpracowaliśmy z lokalną pracownią. Potem jednak uzyskaliśmy rejestrację w Federacji Rosyjskiej, którą przyznała nam branżowa organizacja zrzeszająca pracownie architektoniczne. Z naszego doświadczenia wynika, że Rosjanie są bardziej skłonni uznawać licencje z innych krajów niż państwa członkowskie Unii Europejskiej - dodaje Vincent Marani. Również Mariusz Ścisło przyznaje, że w przypadku zagranicznych projektów współpracował z lokalnymi pracowniami. - Ale to nie zwalniało nas z konieczności poznania lokalnych norm, przepisów i nauczenia się tamtejszych zwyczajów i procedur. Za każdym razem była to ciekawa i egzotyczna przygoda. Co istotne, bezpieczeństwo finansowe zapewniać miała nam współpraca z polskimi firmami wykonawczymi. Tak to miało być w założeniu, praktyka była różna - opowiada Mariusz Ścisło. W ten sposób powstało centrum handlowe w Nowosybirsku, projektowane razem z Mostostalem-Export, ale zrealizowane już bez udziału polskich firm. Pracownia FS&P Arcus pracowała też (z Budimeksem) nad centrum biurowo-serwisowym BMW w białoruskim Mińsku, centrum hotelowo-bankowym w Kazachstanie oraz (wraz z Polnordem) nad zagospodarowaniem 120 ha w Moskwie z przeznaczeniem na olbrzymie osiedle mieszkaniowe. Inwestycje te jednak nie doszły do skutku. Co ciągnie architektów za granicę? Wyższe zarobki? Niekoniecznie. Większość z nich przyznaje, że wynagrodzenie jest podobne. Chodzi raczej o poszerzenie bazy klientów. Tu też może kryć się odpowiedź, dlaczego architekci z Polski nie palą się do podbijania rynków zagranicznych. - W Polsce nie brakuje zleceń. Więc nie ma większego sensu szukać ich za granicą - mówi Marcin Sadowski z JEMS Architekci. Inne podejście prezentują architekci z Czech. - Pracownie muszą szukać zagranicznych zleceń, ponieważ liczba projektów realizowanych w kraju zmalała od czasu kryzysu - wyznaje Vincent Marani. Czy to się opłaca? - Nie powiedziałbym, że projekty w Rosji są bardziej lukratywne pod względem ceny. Często jednak mają dużo większą skalę. Stosujemy więc takie same stawki jak w Pradze, ale w Rosji jesteśmy w stanie w ciągu jednego roku wykonać tyle pracy, ile w Czechach przez dziesięć lat - mówi Vincent Marani.


Sukces to solidność
Przedstawiciele pracowni, którym udało się doprowadzić projekty do końca, przyznają, że stały się one ich wizytówkami. A to ułatwia pozyskanie dalszych zleceń. Tak było w przypadku pracowni APA Wojciechowski. - Dzięki White Square mamy w Moskwie wypracowaną markę. Obecnie pracujemy nad kolejną fazą tego projektu (również z AIG/Lincoln), czyli kompleksem biurowym White Gardens Office Center. Sukces projektu w Moskwie ułatwił mam też pozyskanie zlecenia w Kijowie na Ukrainie. Pracujemy tam z lokalnym deweloperem, firmą UDP, nad dużym projektem biurowym o wysokim standardzie - Arsenalnya Office Center - mówi Szymon Wojciechowski. Mariusz Ścisło podkreśla, że polskie pracownie są cenione za wiedzę i umiejętności. - Źródło sukcesu? Za każdym razem jest takie samo - rzetelne podejście do projektu - stwierdza.

Podobne obserwacje ma czeski architekt. - Otworzyliśmy pracownię w Rosji. Mamy nadzieję, że inni deweloperzy aktywni na tym rynku dostrzegą, że wykonujemy tu dobrą pracę. Nasza obecność w Rosji nie była planowana. W pewien sposób nastąpiła samoistnie - zostaliśmy zaproszeni do dużego projektu i to pozwoliło nam na rozwinięcie tam skrzydeł. Bez tego pierwszego zlecenia prawdopodobnie nie podjęlibyśmy ryzyka związanego z otwarciem tam biura - zauważa Vincent Marani.


Problemy i nadzieje
Jak będzie rozwijać się przygoda polskich architektów za granicą? Sami zainteresowani różnie do tego podchodzą. Szymon Wojciechowski widzi przyszłość w jasnych barwach. - Około 15-20 proc. obrotów naszej pracowni zawdzięczamy zagranicznym zleceniom - mówi. Czy planuje otwarcie za granicą? - Na razie nie widzę takiej potrzeby. Zazwyczaj nad projektami pracuje się z lokalną pracownią. Na pewnych etapach trzeba być na miejscu, przyjeżdżając nawet co tydzień, ale nie ma potrzeby angażowania środków w otwieranie biura - dodaje. W czarnych barwach przyszłość widzi Marcin Sadowski z pracowni JEMS Architekci. - Dla naszych władz krajowych i lokalnych architektura nie istnieje. Wystarczy spojrzeć na to, co nas otacza. Dominuje bylejakość. Zachodnie państwa doceniają rolę architektury, wiedzą, że sama w sobie może promować kraj i jednocześnie stanowi rozwijającą się gałąź gospodarki. To dlatego zagraniczne rynki podbijane są przez duże biura architektoniczne, za którymi stoją bardzo znane nazwiska. Czy polskie firmy mają szansę wejść do tej światowej ligi? Wątpię - mówi.

W podobnym tonie wypowiada się prezes SARP. - Brak wsparcia ze strony rządu najbardziej widać w Rosji. Nasze izby gospodarcze nie promują polskich architektów tak, jak to robią np. organizacje niemieckie. Kolejna sprawa to oczywiście ograniczenia kapitałowe. Żeby na poważnie rozpocząć działalność w innym państwie, trzeba mieć do tego odpowiednie środki. Niestety, wielu polskich pracowni nie stać na takie inwestycje - mówi Mariusz Ścisło. - Na zachodzie często organizowane są konkursy architektoniczne. Chcąc tam zaistnieć, trzeba brać w nich udział - stwierdza Marcin Sadowski i dodaje - Ale tu trzeba postawić sobie pytania: czy nas stać na udział w takich konkursach, czy pozwalają na to finanse, i wreszcie - czy stać nas na to intelektualnie? Jednak mimo powodów do narzekań, zawsze pozostaje nadzieja. Pracownia JEMS Architekci, dzięki ambasadzie w Berlinie, zaistnieje na tamtym rynku. Czy taki sukces oznaczać będzie kolejne zlecenia? - Ciężko powiedzieć. Tam jest jednak olbrzymia konkurencja. Miło będzie zaistnieć w tym znakomitym towarzystwie. Czy to będzie oznaczać kolejne zlecenia? Mamy nadzieję, że tak - mówi Marcin Sadowski.

Ważna deklaracja
Polscy architekci narzekają, że władze państwowe nie promują ich działalności. To się zmienia. Niedawno Ministerstwo Spraw Zagranicznych podpisało listy intencyjne z Akademią Sztuk Pięknych i Wydziałem Architektury Politechniki Warszawskiej o współpracy mającej na celu promocję polskiej sztuki i architektury za granicą. Podpisanie listów intencyjnych jest nawiązaniem do tradycji bliskich kontaktów Ministerstwa Spraw Zagranicznych ze środowiskami wykładowców i absolwentów skupionych wokół obu uczelni w latach trzydziestych II Rzeczypospolitej - mówi Krzysztof Augustin, pełnomocnik Ministra Spraw Zagranicznych ds. estetyki wnętrz budynków. Jak przyznaje MSZ, współpraca ma charakter pilotażowy i ma być rozszerzona w kolejnych latach na inne polskie uczelnie o podobnym profilu.

Współpraca: Nathan North

Kategorie