EN

Przekleństwo niepamięci

Zagięta strona
W czasie tegorocznych mrozów, gdy słupki rtęci zbliżały się nawet do 18 kresek poniżej zera, zdarzyło mi się usłyszeć, jak ktoś rzucił pod nosem: „jasne, globalne ocieplenie...”. W tym przypadku był to żart, ale podobne opinie bywają wygłaszane całkiem serio.

W istocie każdy, kto oglądał niedawne relacje telewizji Fox News z Teksasu, w którym doszło do poważnych awarii systemu energetycznego, miał okazję usłyszeć podobne poglądy, choć przypuszczam, że w tym przypadku tego typu opinie wynikały raczej z nie do końca szczerych intencji tej stacji. Co jednak wydaje mi się tak niewiarygodne w kwestionowaniu globalnego ocieplenia z racji niedawnych mrozów, to fakt, że takie temperatury i takie ilości śniegu mamy po raz pierwszy od kilku lat. Kiedy sprowadziłem się do Polski we wczesnych latach 90., ostra zima zdarzała się tu często, a przy tym trwała o wiele dłużej i była znacznie surowsza: pierwszy śnieg spadał w listopadzie i leżał czasem do kwietnia, a 30-stopniowy mróz nie był niczym wyjątkowym. Prawdziwy szok dla Brytyjczyka, który nadejście zimy poznawał po tym, że temperatura obniżała się o kilka stopni, a deszcz padał trochę częściej niż latem. Dlaczego więc dzisiaj nie dostrzegamy różnicy pomiędzy kilkudniowym ochłodzeniem a trwającą czasem pół roku Syberią?

Albo inny przykład. Fani brytyjskiego serialu „Doctor Who” pewnie zauważyli, że za każdym razem, gdy Ziemię atakują kosmici, Ziemianie są przede wszystkim zaskoczeni faktem, że przybysze z innych planet w ogóle istnieją, choć w serialu doszło już do niezliczonych inwazji z Kosmosu. W jednym z odcinków tytułowy bohater przenosi się do Londynu epoki wiktoriańskiej, po którym grasuje gigantyczny cyborg rozdeptujący miasto. Gdy Doktorowi udaje się pokonać intruza, słyszy pytanie: dlaczego o tych wydarzeniach milczą podręczniki historii? Doktor odpowiada na to, że ludzie mają zdumiewającą zdolność do zapominania. Ta kwestia pełni w serialu rolę żartu, a zarazem argumentu odpierającego (choć z przymrużeniem oka) zarzuty krytyków dotyczące ewidentnych niespójności w fabule. Choć taka zbiorowa amnezja dotycząca poważnych katastrof wydaje się nieprawdopodobna, czyż w stwierdzeniu Doktora nie ma ziarna prawdy?

A jeśli chodzi o politykę, to z całą pewnością jest w tym bon mocie więcej niż ziarno prawdy. Gdy patrzę na wydarzenia ostatnich kilku lat w USA, Wielkiej Brytanii, Rosji, Polsce czy na Węgrzech, uderza mnie to, że ludzie nie wyciągają wniosków z historii. Donald Trump atakował amerykańskie instytucje tylko po to, aby móc dalej robić to, co robił przez całe dorosłe życie, czyli bezkarnie nadużywać swojej władzy. A nadużycia te były możliwe tylko dlatego, że miliony Amerykanów jakby zapomniały, po co istnieją mechanizmy kontrolne. Z kolei przy brexicie wygodniej było zapomnieć, w jak opłakanym stanie Wielka Brytania znalazła się przed przystąpieniem do UE i jaki dobrobyt udało się dzięki członkostwu osiągnąć, nie wspominając już o takich „drobiazgach”, jak swoboda przemieszczania się, pracy, nauki, handlu i posiadania nieruchomości w całej Europie.

Były to zdarzenia niedawne, ale natychmiast zapomniane, choć kolejki do odprawy na przejściach granicznych i ucieczkę firm z UK do UE obserwujemy do dziś. Natomiast w wielu krajach byłego bloku wschodniego amnezja doprowadziła do odrodzenia się autorytaryzmu, a nawet totalitaryzmu. Tu działa jednak inny mechanizm: złe wspomnienia komunizmu odchodzą, zostawiając po sobie tęsknotę za czasami, gdy rzeczywistość była stabilna, przyszłość nie budziła obaw, społeczeństwo nie buntowało się przeciw władzy, a dzieci przeciw rodzicom.

Ba! Z pamięci wypierane są nawet nauki wyniesione z II wojny światowej, choć ich główne tezy można zamknąć w kilku prostych zdaniach: Władza i bogactwo potrzebują karbów i kontroli. Nietolerancja może być wykorzystana jako broń przez ludzi pozbawionych skrupułów. Aby zbudować zdrowszy, szczęśliwszy, zamożniejszy i spokojniejszy świat, musimy współpracować.

Ale przecież w obecnej sytuacji już coraz trudniej nam przypomnieć sobie stosunkowo nieodległe czasy, gdy można było po prostu pójść sobie do baru, na mecz czy koncert. A przecież sytuacja, w jakiej teraz się znaleźliśmy, jest częściowo spowodowana tym, że zapomnieliśmy o poprzednich pandemiach i nie wzięliśmy sobie do serca ostrzeżeń o kolejnych, które miały nastąpić i do których powinniśmy byli się przygotować. A gdy Covid-19 wreszcie zostanie pokonany, czy znów zapomnimy o tej lekcji? Ponownie oddamy się wszystkim tym przyjemnościom uwielbianym przez wirusy przenoszone drogą kropelkową? Pewnie tak. Miejmy nadzieję, że wkrótce pandemia stanie się tylko złym snem, ale snem, który warto pamiętać przez całe życie.

Kategorie