Nowe rozdanie, asy nadal te same
W kryzysie prawie każdy drży o pracę… Nie, tak tylko się wydaje! Gorszej sytuacji na rynku w ogóle nie odczuli inżynierowie budownictwa drogowego, przez lata niedoceniani, a dziś wręcz hołubieni przez pracodawców
Emil Górecki
Brak finansowania to brak inwestycji – czyli także pracy. Stąd masowe redukcje etatów. Zwolnieni, na szczęście, powoli znajdują sobie nowe posady, choć często za mniejsze pieniądze. Trudno – czas prosperity nie może trwać wiecznie. Jednak niektórzy, ci szczególnie potrzebni, kryzysu wcale nie odczuli i nadal przebierają w ofertach.
Przedsiębiorcy zauważyli tęczę na polskim niebie. Tak przynajmniej twierdzą obserwatorzy ich nastrojów z Instytutu Badawczego Randstad i TNS OBOP. Trzech na czterech pracodawców nie planuje zmieniać poziomu zatrudnienia. Aż 14 proc. przedsiębiorców chce zatrudnić dodatkowych ludzi, a 23 proc. deklaruje chęć podwyższenia wynagrodzeń. – Jednak nie polecam poszukiwania pracy w budownictwie i przemyśle. W tych branżach pracodawcy jeszcze nie sprecyzowali swoich planów, choć w pozostałych spodziewana jest stabilizacja. Jednocześnie w firmach budowlanych panuje przeświadczenie, że kryzys potrwa co najmniej dwa lata – komentuje wyniki badań Kajetan Słonina, dyrektor zarządzający Randstad. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że w tej branży cykl produkcyjny jest dość długi, kończą się dotychczasowe kontrakty i szefowie obawiają się braku nowych zleceń na wiosnę.
Dojrzali kandydaci, stabilne oczekiwania
Jak przyznaje Anna Czyż, starszy konsultant, kierująca dywizją nieruchomości i budownictwa w firmie rekrutacyjnej Hays, przez ostatnie półtora roku sytuacja rynku pracy, nie tylko w tym sektorze, diametralnie się zmieniła. Poprzednio wymagania stawiali pracownicy, teraz większą siłę negocjacyjną mają pracodawcy. – Podczas spotkań z kandydatami było dla mnie czasem zaskakujące, że ludzie starali się o jakieś stanowisko, choć proponowane wynagrodzenie nie było współmierne do ich kwalifikacji i oczekiwań. Wiadomo, że pracodawcy starają się teraz jak najbardziej ograniczyć koszty związane z zatrudnieniem. A ponieważ na rynku jest obecnie sporo poszukujących pracy, to zdarza się, że proponowane wynagrodzenia są zbyt niskie – mówi Anna Czyż. Nie są to jednak częste przypadki. – Rynek wydaje się już dość stabilny i dojrzały, choć trzeba obserwować jego zachowanie w ciągu najbliższych kilku lat, by to potwierdzić. Nie spodziewam się więc już ani tak szalenie rosnących oczekiwań kandydatów, ani przyjmowania przez nich pracy ze zbyt niskim wynagrodzeniem – dodaje Anna Czyż.
Nie wszyscy specjaliści mają problemy ze znalezieniem pracy. Ciągle są takie branże, w których firmy mają problem z pozyskaniem pracownika. – Chodzi o specjalistów z zakresu budownictwa drogowego i odnawialnych źródeł energii. Obydwa te sektory zaczęły prężnie działać już około roku temu, podpisuje się coraz więcej kontraktów. Do niedawna poszukiwano inżynierów budownictwa głównie dlatego, że specyfikacje przetargowe wymagały obecności takich specjalistów w firmie. Teraz przechodzi to w fazę faktycznego zatrudnienia, bo kontrakty rzeczywiście ruszają. Przez długi czas polskie uczelnie wypuszczały zbyt mało inżynierów. Specjaliści związani z odnawialnymi źródłami energii nie mogli tu zdobyć doświadczenia, bo ta gałąź energetyki dopiero się u nas rodzi. Poszukiwani są także specjaliści związani z energetyką konwencjonalną – mówi Anna Czyż.
Kogo potrzebują...
Przez ostatni rok, zgodnie z tendencjami na rynku, zmieniła się struktura firmy inżynieryjnej Arup, świadczącej usługi dla budownictwa. Kierunek znamienny: o kilkanaście osób wzmocnił się pion infrastruktury, głównie część drogowo-transportowa. Zmniejszyły się jednak działy budownictwa kubaturowego. – W 2009 roku dostawałam sporo ofert od chętnych do podjęcia pracy w naszej firmie, zwłaszcza wiosną i latem. Od jesieni jest ich mniej, co może oznaczać, że zwolnieni z innych firm ludzie powoli znajdują nowe miejsca pracy. W otrzymywanych ofertach najczęściej pojawiały się takie stanowiska, jak project manager, konstruktor i instalator. Wymagania kandydatów rzeczywiście są nieco inne, niż kilkanaście miesięcy temu: oczekują trochę mniejszego wynagrodzenia, natomiast bardziej zależy im na stabilności zatrudnienia. Inaczej drogowcy. Ci są na rynku bardzo potrzebni i nie boją się zmieniać pracy. Ich wymagania nawet rosną – zauważa Magdalena Majkowska-Cieciura, menedżer ds. zasobów ludzkich w firmie Arup.
Firmy deweloperskie są już znacznie rzadszymi klientami agencji headhunterskich. Ucierpiały z powodu kryzysu i w związku z tym musiały ograniczyć swoje wydatki, także na wynagrodzenia. Wiele z nich pożegnało znaczną część swojej załogi. Przykładem jest Dom Development, który – choć relatywnie dobrze radzi sobie z problemami – musiał zwolnić ponad 30 proc. załogi. Jednak zdarzają się wyjątki i czasem także deweloperzy zlecają „łowcom głów” rekrutację. – Poszukiwanie pracownika do takich firm wiąże się raczej z ich doraźną potrzebą niż z rozwojem. Zdarzają się oferty pracy dla zarządców, specjalistów w zakresie wynajmu powierzchni handlowej czy do biur sprzedaży mieszkań. Ale nie ma ich bardzo dużo – przyznaje Anna Czyż.
...a kto jest zbędny?
Kto został najbardziej poszkodowany? Przede wszystkim specjaliści od ekspansji, pozyskiwania gruntów czy budownictwa kubaturowego, jak project managerowie. Ich wynagrodzenia spadły już na samym początku kryzysu i od września-października zeszłego roku niewiele się zmieniły. – Dziś property managerowie chcą o około 15-17 proc. mniej niż na początku 2008 roku, specjaliści od najmu 20 proc. mniej, a specjaliści do spraw ekspansji i project managerowie nawet o 30 proc. mniej – szacuje. – Trzeba jednak dodać, że w tej chwili to nie wysokość wynagrodzenia jest najważniejszym punktem negocjowania przy zatrudnieniu. Większą uwagę przywiązuje się do stabilności firmy, jej opinii na rynku czy ilości podpisanych kontraktów. Kandydaci nie zmieniają pracy gwałtownie, tylko dla pieniędzy – zauważa Anna Czyż.
Jedną z najbardziej poszkodowanych kategorii firm na rynku były agencje nieruchomościowe. – Nie panikowaliśmy i szybko zareagowaliśmy cięciami, w tym obniżką wynagrodzeń. Do momentu, kiedy poczujemy, że kryzys skończył się na dobre, każdy pracownik, od asystenta do partnera, zarabia o 7,5 proc. mniej. Dzięki temu musieliśmy pożegnać jedynie dwóch młodszych stażem pracowników, a wszystkim pozostałym daliśmy pewność zatrudnienia. Nie zamknęliśmy żadnego z działów i to była bardzo dobra decyzja, bo dzięki temu przejęliśmy część klientów naszych konkurentów, którzy zlikwidowali dział gruntów. Nerwowe reagowanie na słabszą sytuację rynkową to błąd strategiczny: doraźnie poczynione oszczędności odbijają się potem czkawką. W 2010 roku zamierzamy znów powiększać zespół i do każdego z działów zatrudnić nowych pracowników – deklaruje Hadley Dean, partner zarządzający Colliers International na region Europy Centralnej i Wschodniej.
– Niestety w naszej firmie nie obyło się bez zwolnień, zwłaszcza ludzi, którzy pracowali przy projektach na wstępnym etapie – mówi Beata Kokeli, członek zarządu i dyrektor handlowy Centrum Development and Investments. – Opuściło nas pięć osób. W tym samym czasie szukaliśmy pracowników na inne stanowiska, ale nie zauważyliśmy zmiany w ich oczekiwaniach. To jest związane z małym rozmiarem rynku specjalistów, którzy odpowiadali naszym wymaganiom. W tym roku nie planujemy zatrudniania nowych ludzi. Trzy nowe projekty ruszają dopiero w 2011 roku, i wtedy będziemy zatrudniać – mówi.
Również w Arupie do tematu planowania zatrudnienia na 2010 rok podchodzi się z ostrożnością. – Dziś firmy w polityce zatrudniania są znacznie bardziej elastyczne, działają ad hoc i w szybszym tempie – mówi Magdalena Majkowska-Cieciura.
Postaw na młodych
Hochtief Polska pożegnał się w zeszłym roku z kilkudziesięcioma osobami, z których trzecia część to pracownicy fizyczni. Był to wynik zakończenia kontraktów czasowych, kilka osób przeszło do konkurencji. Wyliczanka specjalności, których dziś w firmie brakuje, nie jest zaskakująca: kierownicy kontraktu sieci instalacyjnych, kierownicy budowy w infrastrukturze i inżynierowie z uprawnieniami w tej samej dziedzinie. – Ci specjaliści mają teraz swoje, dość długie, pięć minut – podsumowuje Agnieszka Wierszyłło, dyrektor ds. personalnych w Hochtief Polska. – W tej chwili staram się pozyskać do naszej firmy kierownika budowy. Nie jest to łatwe. Ludzi tej specjalności jest bardzo mało, a ich wymagania finansowe są bardzo wysokie i pomimo kryzysu rosną – dodaje Agnieszka Wierszyłło. Na jej biurko, mimo trudności na rynku, nie trafia więcej ofert pracy niż w połowie 2008 roku. Dlaczego? Ci, którzy pracę mają, nie chcą w tej chwili jej zmieniać, bo oprócz wysokości wynagrodzenia i zawodowych wyzwań, cenią sobie stabilność zatrudnienia. Poza tym na polskim rynku inżynierów od dawna nie było zbyt wielu. Zwiększa to szanse ludzi młodych, z małym doświadczeniem. – Ich pozyskiwanie bardzo się firmie opłaca. Możemy ich wdrożyć do naszej firmy, nauczyć tego, czego będziemy od nich w przyszłości oczekiwać. Oni zaś mają szansę awansować i dostawać coraz bardziej wymagające zadania. Poza tym młodzi, choć nie mają doświadczenia, wykonują bardzo dobrą pracę – mówi Agnieszka Wierszyłło. ν