EN

Zaakceptować awangardowe implanty

W świecie walczącym z kryzysem kredytowym są projekty, na które nie brakuje środków. jednak i one napotykają przeszkody. Czy społeczeństwo i władze są gotowe zaakceptować odważny projekt architektoniczny, który ma powstać za ich pieniądze?

Mladen Petrov

 

Sofii nie da się określić mianem najpiękniejszego miasta w Europie. Jednak jadąc przez betonową dżunglę w stronę centrum warto poprosić kierowcę taksówki o pokazanie obszaru znanego jako „czwarty kilometr alei Carigradsko Szosse”. Teren ten wygląda dziś na zaniedbany, lecz sytuacja wkrótce zacznie się zmieniać, gdyż do dzielnicy wkroczy nowoczesna architektura. W maju strzelały korki od szampana w paryskiej pracowni architektonicznej prowadzonej przez Dominique’a Perrault. To jego dzieło pokonało projekty innych znanych na całym świecie architektów, takich jak Norman Foster czy Zaha Hadid. I to według jego pomysłu powstanie duży kompleks rządowy, właśnie w obszarze „czwartego kilometra”. Wspólną cechą wszystkich budynków tej rządowej inwestycji będzie nowatorski i dekonstruktywny sposób projektowania, z jakiego słynie Dominique Perrault. W 2010 roku powinny ruszyć prace budowlane, których wartość władze szacują na kilka miliardów euro. Projekt ten ma na celu nie tylko stworzenie nowej siedziby dla władz, ale również przyciągnięcie do Sofii turystów.

Odważne i piękne

Brzmi to zuchwale, ale jest możliwe. Przewiduje się, że w wielu innych miastach środkowoeuropejskich, które postanowiły wykorzystać budynki publiczne w celach promocyjnych – podobnie jak pod koniec XX wieku uczyniły władze Bilbao – wystąpi tak zwany efekt Bilbao. Współczesną historię tego ospałego hiszpańskiego miasta można podzielić na dwie części – „przed” i „po” wybudowaniu Muzeum Guggenheima. Autorem projektu muzeum sztuki był Frank Gerry. Już samo nazwisko architekta działa jak magnes, lecz zarówno odwiedzający, jak i krytycy dosłownie zakochali się w dekonstruktywnym projekcie budynku. Nagle wszyscy zapragnęli zobaczyć Bilbao. Miasto wreszcie zostało zauważone na mapie Hiszpanii i w światowej prasie. Lokalne władze były u szczytu szczęścia.

Jednak droga do sukcesu może być kręta. Jan Kaplicky, znany architekt pochodzący z Czech, który zmarł w tym roku, nie doczekał się ukończenia swego największego projektu – podobnego do meduzy budynku Czeskiej Biblioteki Narodowej w Pradze. Fakt, że architekt zwyciężył w otwartym konkursie nie wystarczył, by projekt otrzymał zielone światło. Pod naciskiem mieszkańców Pragi oraz polityków – którzy twierdzą, że projekt nie pasuje do otoczenia – jego realizację wstrzymano. – Zupełnie nie rozumiem tej sytuacji. Moim zdaniem, skoro w międzynarodowym, poważnym konkursie realizacyjnym jury wybrało zwycięzcę, kolejnym krokiem powinna być realizacja wybranego projektu – komentuje Krzysztof Ingarden, krakowski architekt, współwłaściciel pracowni Ingarden & Ewy Architekci. Pracownia ma na swoim koncie liczne projekty publiczne, m.in. polski pawilon na EXPO 2005 w Aichi oraz EXPO 2010 w Szanghaju, a także Muzeum Manggha w Krakowie. W 2007 roku pracownia zwyciężyła również w konkursie na projekt Centrum Kongresowego w Krakowie.

Krzysztof Ingarden wie dużo na temat trudnej współpracy między zlecającym, którym są zwykle lokalne władze, a wykonawcą – czyli pracownią architektoniczną. – Sześć lat zajęła realizacja nagrodzonego pawilonu Wyspiańskiego 2000 w Krakowie – wspomina architekt. – Projekt był przez długi czas uważany za zbyt współczesny i kontrowersyjny dla historycznej części miasta, lecz w końcu władze i urząd konserwatora nam zaufały – dodaje. Pawilon Wyspiańskiego otwarto w 2007 roku, co ciekawe – tuż obok siedziby rady miasta Krakowa.

Profesor Rainer Mahlamäki z fińskiej pracowni Architects Lahdelma & Mahlamäki podkreśla jednak, że krytyka projektów publicznych nie jest bynajmniej domeną Europy Środkowo-Wschodniej. – Tak dzieje się wszędzie, a dla realizacji tego rodzaju projektu najważniejsze jest zaufanie opinii publicznej. Jednak po zwycięstwie w konkursie architekt nie powinien być niepokojony przez decydentów – komentuje.

Dobra robota

Rainer Mahlamäki miło wspomina współpracę z władzami Warszawy. Mimo pewnych opóźnień, realizacja wyczekiwanego Muzeum Historii Żydów Polskich, posuwa się do przodu. W międzynarodowym konkursie wzięło udział wielu znanych architektów światowego formatu, między innymi Daniel Libeskind. Muzeum Historii Żydów Polskich będzie pierwszym nowoczesnym muzeum – biorąc pod uwagę projekt architektoniczny – w polskiej stolicy. Obiekt zostanie oficjalnie otwarty w roku 2011, a jego generalnym wykonawcą jest konsorcjum Polimex-Mostostal. – Otrzymaliśmy zielone światło, by stworzyć taką architekturę, jaką wyznajemy – mówi fiński architekt.

Podczas gdy warszawiacy czekają na swoje pierwsze nowoczesne muzea, w tym Muzeum Sztuki Nowoczesnej, w innych polskich miastach też coś się dzieje. Architekci szczególnie chwalą otwarte już Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu, zaprojektowaną przez Grupę Medusa, nową Operę w Krakowie projektu Atelier Loegler oraz Muzeum Ziemi Przemyskiej, 
zaprojektowane w pracowni Kozień Architekci. Z kolei w Szczecinie w tym roku powinny ruszyć prace budowlane nowego budynku filharmonii. W 2007 roku międzynarodowy konkurs architektoniczny wygrała barcelońska pracownia Estudio Barozzi Veiga. W tym przypadku władze miasta w pełni popierają niezwykły projekt. Nie zrezygnowano z niego, mimo że od 2007 roku koszty jego realizacji wzrosły z 65 mln do 100 mln zł. Zakończenie projektu przewidywane jest na 2011 rok.

Krzysztof Ingarden twierdzi, że jest to pierwsza fala nowoczesnych budynków publicznych, które wkrótce przejdą weryfikację. – Na początku ostatniego dwudziestolecia, zaraz po 1989 roku, 
dla inwestorów ważniejsze były inne priorytety i problemy do rozwiązania. Jednak od końca 
XX wieku redefiniujemy nasze potrzeby kulturalne i nadrabiamy zaległości. Miasta potrzebują czegoś nowego i świeżego – to jest właśnie czas i miejsce dla wysokiej jakości architektury – wyjaśnia.

Dobry wpływ, zły wpływ

Zdaniem Krzysztofa Ingardena, przenoszenie wzorców architektonicznych i obcych trendów nie zawsze jest możliwe i nie zawsze się sprawdza. – Na całym świecie widoczna jest tendencja do importowania zagranicznych sposobów projektowania. Trzeba pamiętać, że budynek musi być powiązany kulturowo i wizualnie z miejscem, w którym ma powstać. Przede wszystkim lokalna społeczność powinna rozumieć temat przewodni budynku – mówi krakowski architekt. Rainer Mahlamäki uważa, że wpływy architektoniczne można przenosić, ale pod pewnymi warunkami. – Widzę, że skandynawski sposób projektowania i skandynawskie wartości są uniwersalne. Nie rozumiem, dlaczego tych wartości w architekturze, która ogromną uwagę przywiązuje do naturalnego oświetlenia i lokalnych materiałów, nie można by zaadaptować na potrzeby innych krajów? – pyta.

Po co się przejmować?

Jakie zatem są nowe trendy? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Ogólną tendencją może tak naprawdę okazać się... brak trendów. Rainer Mahlamäki dodaje: – Nowym wyzwaniem jest powrót do natury oraz znajdowanie nowych i innowacyjnych sposobów podejścia do tego problemu. Nasze budynki powinny być przeznaczone dla ludzi, to nie są tylko dzieła sztuki. Język architektury zdecydowanie się zmienia. Rainer Mahlamäki docenia swobodę, jaką daje architektom projektowanie budynku publicznego jeszcze zanim otrzyma on formę fizyczną. Krzysztof Ingarden jest zadowolony, że jego pracownia może pracować nad „projektami z duszą”. Nie są one jednak szczególnie opłacalne. Przynajmniej dziś, przynajmniej dla polskich architektów. W Polsce architekci, którzy dostają zlecenie na zaprojektowanie budynku publicznego, otrzymują wynagrodzenie o połowę niższe niż zalecane w cennikach Izby Architektów i innych organizacji zawodowych. Opracowanie projektu do konkursu może kosztować nawet 100 tys. zł. Bez możliwości otrzymania zwrotu. Właśnie dlatego pracownie architektoniczne są bardzo wybredne, jeżeli chodzi o uczestnictwo w przetargach i skupiają się na projektach budynków komercyjnych. To tłumaczy również, dlaczego nie udało nam się znaleźć pracowni zajmującej się wyłącznie opracowywaniem projektów budynków publicznych.

Jednak na końcu tunelu jest światełko. Architekci zgadzają się, że zachodzi istotna zmiana. Wszędzie słychać, że najważniejsza jest jakość. Można mieć jedynie nadzieję, że długa kolejka budynków publicznych w naszej części Europy potwierdzi prawdziwość tej tezy.

 

W centrum Budapesztu, którego liczne historyczne budynki cieszą się rosnącą uwagą deweloperów, prawie nie ma już wolnych działek. – Podejście węgierskich architektów do dziedzictwa budowlanego to złożona kwestia, na którą wpływ mają osobiste gusta, ale również wiek – wyjaśnia Endre Rácz, szef budapeszteńskiej pracowni architektonicznej Rácz 
E. Építésziroda. – Zaskakujące jest to, że wielu młodszych kolegów często preferuje bardziej konwencjonalne projekty, być może jako sposób ochrony korzeni kulturalnych – wyjaśnia architekt. Obok chęci zadowolenia gustów lokalnej społeczności są również kwestie funkcjonalności, które sprawiają, że przedsięwzięcia dotyczące budynków historycznych są trudne. – Nigdy nie jest łatwo przebudować obiekt w taki sposób, aby ochronić jego historyczne wartości, jednocześnie zachowując jego funkcjonalność i wprowadzając do niego nowe funkcje – komentuje Endre Rácz. Architekt dodaje, że starsze budynki zwykle mają zupełnie inne, o wiele większe wymiary niż dzisiejsze konstrukcje. W związku z tym trudno jest zapełnić dostępną w nich przestrzeń funkcjami, które są potrzebne w dzisiejszych czasach.

Projekty dotyczące budynków historycznych są delikatną sprawą również dlatego, że – według miejscowych architektów – zagraniczni konkurenci mają nieuczciwą przewagę nad miejscowymi pracowniami.

Projekty te napotykają też czasami poważne problemy natury politycznej. Realizacja każdego takiego przedsięwzięcia wymaga przynajmniej dwóch lat, lecz na przykład Vörösmarty 1, który Endre Rácz uważa za jeden z najlepszych przykładów połączenia nowoczesnego projektu z zabytkowym otoczeniem, jest obiektem, którego realizacja – jak dodaje – wymagała aż dziewięciu lat, częściowo ze względu na zmianę władz. Budynek zrealizowany przez ING Real Estate w oparciu o projekt, którego autorami są Jean-Paul Viguier i György Fazakas, jest wielofunkcyjnym kompleksem handlowo-komercyjno-mieszkaniowym przy placu Vörösmarty, łączącym się z ulicą Váci, jedną z najbardziej ekskluzywnych lokalizacji w historycznym centrum Budapesztu oraz miejscem bardzo popularnym wśród turystów.

Osiągnięcie harmonijnej równowagi między nowoczesnością a otoczeniem ma zasadnicze znaczenie dla deweloperów. – Nie możemy w XXI wieku stawiać budynków z XX wieku, nie możemy opóźniać ewolucji stylów architektonicznych – mówi Adrienn Lovro, country manager dewelopera nieruchomości, spółki Ablon, budującej centrum handlowe w węgierskiej stolicy, w okolicy podlegającej ścisłym ograniczeniom planistycznym. Ostatecznie powodzenie projektu zależy od kilku czynników. – Potrzeba dobrego projektu i dobrego architekta z doskonałym wyczuciem – mówi Endre Rácz, dodając, że dobry rezultat, spełniający wszystkie wymagania i cieszący się sympatią społeczeństwa, to w wielu przypadkach jedynie kwestia szczęścia.

Gergo Racz, Budapeszt

Kategorie