Człowiek ze spadochronem
Sven Von der Heyden, założyciel i szef firmy Von der Heyden Group robiąc biznesy lubi podejmować ryzykowne decyzje, ale zawsze ma ze sobą zabezpieczenia, które pozwalają mu na miękkie lądowanie
Często pan mówi, że "kocha budynki". Ma pan do
nich aż tak emocjonalny stosunek?
- Z jednej strony to tylko suche liczby, ale faktycznie nieruchomości wywołują
u mnie emocje. Poza tym ci, którzy traktują swoje budynki z uczuciem, w dłuższej
perspektywie odnoszą większy sukces. Każdy budynek jest unikalny. Jeżeli
ludzie potrafią zakochać się w swoich samochodach, dlaczego nie mogą darzyć
uczuciem wyjątkowych budynków?
W biurach firmy w Warszawie i Poznaniu pracuje obecnie 16
osób. Jak pan dobiera pracowników?
- Osobiście. Czasem, kiedy kogoś polubię i uwierzę w jego potencjał,
potrafię podjąć wydawałoby się nieprzemyślaną decyzję. Może się zdarzyć,
że zatrudnię kogoś nie wiedząc jeszcze jaką mu przydzielę funkcję.
Co upewnia pana w podejmowaniu takich, a nie innych
decyzji?
- Lojalność, otwartość, nowoczesne myślenie i dyscyplina - to cechy, które
cenię. Jeżeli znajdę je u kogoś, ułatwia mi to podjęcie szybkiej decyzji.
W grudniu ubiegłego roku po raz pierwszy spotkałem pewną osobę, spojrzałem
na jej CV i po krótkiej rozmowie natychmiast ją zatrudniłem. Mam w tych
sprawach dobrą intuicję, co potwierdza fakt, że skład naszej firmy prawie się
nie zmienia.
A zatem lubi pan podejmować ryzyko.
- Oczywiście, w przeciwnym razie nie byłbym przedsiębiorcą. Jednak jest to
ryzyko pod kontrolą. Zawsze mam przy sobie spadochron ...
Jeden czy dwa?
- Może być tylko jeden, ale muszę mieć pewność, że jest na miejscu. Znam
mnóstwo ludzi, którzy nie mają nawet sznurka od spadochronu. Tak więc chociaż
jestem przedsiębiorcą, to jednak dość konserwatywnym.
Czy ma pan swój określony sposób prowadzenia interesów?
- Zdecydowanie tak. Zawsze zachęcam moich pracowników, aby byli uczciwi.
Oczywiście czasem gra w otwarte karty uniemożliwia osiągnięcie wyznaczonego
celu. Jednak w sprawach materialnych jesteśmy zawsze uczciwi i nigdy nikogo nie
okłamujemy.
Jesteście uczciwi. Jednak inne firmy nie są. Jak
prowadzicie z nimi interesy?
- Czasami spotykamy przebiegłego taktyka, ale sami nie jesteśmy przecież głupi.
Nie narażamy się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Tak czy owak, prowadząc
interesy nauczyłem się, że jeżeli jestem uczciwy moje szanse na dogadanie się
z nieuczciwą osobą, rekinem, są znacznie większe jeżeli podejdę to takiej
osoby w odpowiedni sposób. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi. Rynek i tak jest
już wystarczająco trudny, lepiej więc nie tracić w bezsensowny sposób
energii i zabrać się do realizacji swojego celu.
Żałował pan kiedyś swojej uczciwości?
- Oczywiście. Pewna firma pracująca przy budowie Grand Hotelu Lublinanka
wykorzystała naszą otwartość, uczciwość i bezpośredniość. Kosztowało
to nas mnóstwo problemów. Ale to jest biznes i po takim doświadczeniu staję
się silniejszy i wiem, że następnym razem najpierw poproszę o radę
prawnika. W życiu prywatnym również zdarzyło mi się żałować uczciwego
postępowania. Czasem pomagałem ludziom, np. udzielając im prywatnych pożyczek,
bo miałem do nich zaufanie, a czułem, że potrzebują pieniędzy. W większości
przypadków na szczęście się nie zawiodłem. Niestety, kilkoma osobami się
rozczarowałem. One nigdy nawet nie zamierzały wywiązać się ze swoich
deklaracji. Jednak myślę, że takie po prostu jest życie i nie należy
rezygnować ze swoich zasad dlatego, że zostało się oszukanym.
Pracuje pan w Polsce od prawie 13 lat. Jakie zmiany
zaobserwował pan w ciągu tego czasu?
- Od samego początku łatwo mi było prowadzić w Polsce interesy. Jestem dość
uczuciowy i otwarty, a Polacy są podobni. To też jest powód, dla którego
mieszkam w Hiszpanii. Po prostu mam lepszy kontakt z takimi ludźmi, niż z
niemieckimi "technokratami" - chociaż doceniam niemiecki sposób
robienia interesów - konkretny, poprawny i dokładny. Mieszkając w Hiszpanii i
prowadząc interesy w Polsce coraz bardziej doceniam ten ,niemiecki sposób
bycia", a nawet za nim tęsknię. Co się zmieniło w ciągu ostatnich 12
lat...? Polska stała się bardzo profesjonalnym rynkiem. Podoba mi się ambicja
Polaków i dlatego pobyt tutaj sprawia mi przyjemność. Wydaje mi się, że
ludzie są coraz młodsi, ale może to kwestia tego, że robię się coraz
starszy? [śmiech]. Młoda Polska jest otwarta, dobrze wykształcona, mówi w
obcych językach i ma wizję swojego kraju. Ludzie są patriotami, ale nie
nacjonalistami i to mi się również podoba.
Co by pan radził firmie, która zamierza rozpocząć działalność
na polskim rynku nieruchomości?
- Nie wierzcie we wszystko, co wam się proponuje i mówi - wokół jest dużo
takich, którzy udają, że wszystko wiedzą. Bądźcie krytyczni, sprawcie
sobie dobrego prawnika, pracujcie ze specjalistami i dobrze płaćcie za ich
pracę. Nie angażujcie się w skomplikowane transakcje. Myślę, że to
najlepsze rady na początek. Kiedy zdobędziecie pozycję możecie zacząć
rozważać bardziej "sprytne" i kompleksowe umowy.
Na początku czerwcaotawrto Liberty Corner, wasz kolejny
warszawski biurowiec. Jego budowa potrwała nieco dłużej, niż było to
przewidziane.
- Nie miało to nic wspólnego z samym procesem budowania. Przyczyną były
problemy naszego partnera z wniesieniem działki do wspólnej spółki. Na początku
mieliśmy również kłopoty z konserwatorem zabytków, któremu ostatecznie
spodobał się nasz projekt. Pierwotny plan zakładał ukończenie budynku w
marcu (ale to było trzy lata temu, jeszcze wcześniej, niż zdobyliśmy działkę!),
ostatecznie Liberty Corner został otwarty 1 czerwca. Biorąc pod uwagę to, co
przeszliśmy, nie jest tak źle.
Kto wymyślił nazwę budynku? (w przeszłości na jego
miejscu mieścił się gmach komunistycznej cenzury - red.)
- Ja we współpracy z moim zespołem.
Czemu akurat taką?
- Ponieważ zburzyliśmy biura cenzury, które wielu Polakom kojarzyły się z
przykrymi przeżyciami.
Jak posuwa się wynajmowanie powierzchni w Liberty Corner?
- Poza nami przenosi się tam firma Knight Frank. Rozmawiamy także z kilkoma
firmami prawniczymi. Kampania marketingowa tego budynku nie ruszyła jeszcze pełną
parą, ponieważ nie chcieliśmy rozpoczynać bezsensownej wojny cenowej z
innymi właścicielami nieruchomości, którzy jak na razie mogą pochwalić się
jedynie kilkoma płytami betonowymi. Aby docenić jakość Liberty Corner i naszą
dbałość o szczegół najemcy muszą zobaczyć końcowy efekt. Tylko w ten
sposób możemy racjonalnie uzasadnić stosunkowo wysoki czynsz jakiego żądamy
w trudnych warunkach rynkowych. Jestem przekonany, że uda nam się znaleźć
jedną lub dwie firmy z najwyższej półki, które w ciągu następnych 6-9
miesięcy otworzą tu swoje siedziby.
Pańska firma współpracuje ściśle z firmą Knight Frank
Nieruchomości - kiedy ludzie myślą ,Von der Heyden", od razu mają
skojarzenie ,Knight Frank". Dlaczego tak jest?
- Zawsze powtarzam: nie zmienia się zwycięskiej drużyny. Jednak dawka świeżej
krwi zawsze robi dobrze, więc chętnie współpracuję z innymi agencjami -
Knight Frank nie ma wyłączności. Proszę nie wierzyć w te zabawne
historyjki, że posiadam udziały w KF! Nie mam, bo w przeciwnym razie nie
uzyskiwalibyśmy niezależnych porad, których potrzebujemy i które otrzymujemy
od 6 lat!
Ale Knight Frank wprowadza się do waszego budynku!
- Nie zaproponowaliśmy im najniższego czynszu. Wybrali ten budynek, bo im się
spodobał. To była czysto biznesowa decyzja. Oczywiście, byłoby mi bardzo
przykro, gdyby poszli gdzie indziej, ale nie zniszczyłoby to naszych układów.
Na pewno jednak poważnie porozmawiałbym z Joe Borowskim... [śmiech]
(wiceprezesem KFN)
Szukacie najemców także do waszego budynku przy ul.
Nowogrodzkiej w Warszawie. Rozumiem, że zanim ,zgodziliście się" na
wyprowadzkę PwC przeprowadziliście kalkulacje opłacalności tej decyzji. Czy
jednak spodziewaliście się, że biurowiec będzie stał pusty ponad trzy miesiące?
- Transakcja z PwC była bardzo złożona i uczestniczyło w niej wiele stron.
Oczywiście, że wzięliśmy pod uwagę jeszcze dłuższy okres bez najemców,
bo inne założenia byłyby jedynie pobożnymi życzeniami. Kiedy myślę o tym
dzisiaj, uważam, że lepiej byłoby egzekwować podpisanej umowy najmu. Myślę
jednak, że zablokowanie tej transakcji, co mogliśmy przecież zrobić, byłoby
nieetyczne. Mam nadzieję, że sposób, w jaki postąpiliśmy w tej sytuacji pomógł
nam w ostatnich wydarzeniach. Niestety, nie mogę powiedzieć co mam na myśli...
Biura i hotele - które projekty są bardziej dochodowe i
ekscytujące? Mam wrażenie, że woli pan branżę hotelarską. Mam rację?
- To trudne pytanie. Uwielbiam hotele, chociaż to przedsięwzięcia bardziej
skomplikowane i chyba mniej zyskowne niż biura. Jestem masochistą czy cierpię
na "chorobę dewelopera"? Na pewno nie! Kocham branżę hotelarską.
Podróżując mam okazję oglądać najlepsze hotele na świecie. Wracam z tak
wieloma pomysłami, że aż nie mogę się oprzeć, by ich ,gdzieś" nie
wdrożyć. Tak więc co jest dla mnie lepszego od budowania hoteli?