Wodny świat
ArchitekturaRafał Ostrowski, „Eurobuild CEE”: W 2007 roku został Pan uznany za jednego z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. W dorocznej ankiecie wśród czytelników magazynu „Time” uplasował się Pan na 122. pozycji – to dość niezwykłe, by architekt pojawiał się w tego typu zestawieniu...
Koen Olthuis, architekt i założyciel duńskiej firmy architektonicznej pod nazwą Waterstudio.NL: Szczerze mówiąc, kiedy zdobyłem ten tytuł w 2007 roku, poczułem się trochę niezręcznie. Myślałem o tym, że dopiero wystartowaliśmy i mamy ledwie pewną wizję. Dziś o wiele lepiej rozumiemy systemy miejskie, a nasza koncepcja bardzo się urealniła. Zapraszają nas rządy i przedstawiciele władz na całym świecie, byśmy dzielili się tą wizją.
Jaka to wizja?
Dziś miasta są kompletnie statyczne. Tego, co zostało raz wybudowane, nie da się łatwo zmienić. Uważam, że jeżeli żyjemy w dynamicznym społeczeństwie, powinniśmy również tworzyć dynamiczne miasta. To znaczy, powinniśmy być przygotowani na zmiany, które mogą zajść w ciągu następnych dwudziestu lat. Potrzebna jest elastyczność: krótki czas reakcji na problemy, potrzebny jest inny sposób myślenia. Myślę, że wykorzystując wodę i przesuwając miasta w kierunku wody, można tworzyć nowe możliwości, nową przestrzeń i nowe bezpieczeństwo. To nasze przesłanie, które próbujemy przekazać światu.
Jakie nowe możliwości stwarza woda?
Woda zapewnia ogromną elastyczność, ponieważ budynki znajdujące się na wodzie można odholować i zastąpić nowymi. Jeżeli nie masz pewności, czy to, co chcesz zbudować, będzie potrzebne przez najbliższe 100 lat, możesz ulokować to na wodzie, zapewniając możliwość usunięcia obiektu i zastąpienia czymś innym. W tym sensie budynki mogą być dynamiczne. Są one również bardziej bezpieczne, ponieważ każdy wie, że kiedy przychodzą powodzie, one po prostu unoszą się na wodzie. Więc oznacza to, że możesz budować w miejscach, które wcześniej uważano za niebezpieczne. Myślę, że miasta takie, jak Bangkok, Szanghaj, Tokio czy Nowy Jork będą musiały przemyśleć sposób, w jaki chcą rozwijać swoje nabrzeża.
Czy uważa Pan, że za 200 czy 300 lat ludzie będą woleli budować miasta na wodzie zamiast na lądzie?
Nie, nic takiego nie powiedziałem. Jednak myślę, że powinniśmy uwzględnić wodę w naszym myśleniu o miastach. Sto lat temu mieliśmy tylko płaskie miasta, ale potem Elisha Otis wymyślił windy, dzięki czemu miasta zaczęły piąć się w górę. Następnie nauczyliśmy się lepiej wykorzystywać przestrzeń. Więc powstał zupełnie inny sposób myślenia. To samo dzieje się teraz. Odchodzimy od tradycyjnych miast bazujących na lądzie na rzecz takich, które wykorzystują wodę. Wracając do Pana pytania: czy sądzę, że za sto lat wszyscy będą mieszkali w miastach na wodzie? Nie. Tak nie sądzę. Czy wierzę, że każde miasto posiadające nabrzeże zacznie wykorzystywać wodę w celu ekspansji? Zdecydowanie tak. W ciągu najbliższych stu lat, 5 może 10 proc. powierzchni miast będzie stanowić woda. Nastąpi zatem istotna zmiana w kierunku miast hybrydowych.
Na Państwa stronie internetowej widziałem koncepcję pływającego stadionu, który można holować wodą. Na czym polega ten pomysł?
Stworzyliśmy tę koncepcję dlatego, że jest wiele budynków publicznych, z których mimo dużych kosztów budowy korzysta się przez krótki czas. Dotyczy to stadionów olimpijskich i stadionów piłkarskich budowanych specjalnie na mistrzostwa. Często są one potem w niewielkim stopniu wykorzystywane. Tymczasem jest wiele krajów, których nie stać na organizację turniejów piłkarskich. Jeżeli państwa te mogłyby wynająć lub wydzierżawić takie obiekty na rok lub dwa, a potem je zwrócić, cały model finansowy by się zmienił.
Kto zainwestowałby w budowę stadionów na wynajem?
Popatrzmy na Arabię Saudyjską, Katar czy Norwegię – w państwach tych jest tak dużo pieniędzy, że inwestorzy nie są w stanie wydać ich wyłącznie we własnym kraju. Zatem kupują nieruchomości na świecie. Jednak zamiast kupować obiekty statyczne, mogliby budować obiekty pływające, z myślą o ich wynajmowaniu. Powstałby więc świat pełny globalnych aktywów ruchomych, które miasta mogą od siebie pożyczać na różne potrzeby. Nie muszą to być wyłącznie stadiony – ale też domy, uniwersytety, parki, bulwary, baseny czy centra kultury.
W niektórych językach, jak choćby po polsku, słowo „nieruchomość” zakłada statyczność. Obiekt taki nie może być przeniesiony z jednego miejsca na drugie. To, co Pan proponuje, to zmiana reguł gry.
Tak, zdecydowanie. Coś, co uchodzi za rzecz bardzo statyczną jak na przykład dom, możemy przewieźć w inne miejsce. Nie trzeba tego robić, ale można. I taka zmiana miejsca może się zdarzyć raz lub dwa w trakcie życia obiektu, ale też może odbywać się często, na przykład w zależności od pór roku. Łatwo wyobrazić sobie, że zimą chcemy mieszkać w zupełnie innym mieście niż latem. Zimą można byłoby sobie życzyć bardzo kompaktowego, ciepłego miasta o dużym zagęszczeniu zabudowy, podczas gdy latem może ono być bardziej otwarte i przestrzenne. Można też projektować parki i domy, które będą przesuwane lub obracane w zależności od pory roku.
Wracając do pomysłu pływających stadionów, zapewne ich budowa na wodzie byłaby trudnym przedsięwzięciem. Tak?
Otóż nie. Ludzie myślą, że realizacja takich budowli na wodzie oraz ich transport z miejsca na miejsce muszą być bardzo trudne. Tak naprawdę jednak nie musimy w tym celu nawet tworzyć nowych technologii. Spójrzmy, w jaki sposób firmy naftowe przenoszą swoje ogromne platformy wiertnicze z Rotterdamu do Nigerii i z powrotem na konserwację. Są one przemieszczane na ogromnych transporterach mierzących 50 na 100 metrów. Można też wyobrazić sobie, że pływający stadion to nic innego jak cztery części o takich samych wymiarach co platforma wiertnicza. Można je przetransportować i połączyć w całość. Zatem technologia już istnieje. Nam się tylko wydaje, że nie jest to możliwe. To jest możliwe – trzeba tylko importować technologię z innych dziedzin życia.
Jak daleko można przemieścić taki stadion?
Wszędzie na świecie, o ile tylko jest woda, po której można się poruszać. Ale tu nie chodzi o technologię, a bardziej o koszty. Pracujemy teraz w Holandii nad pływającymi wyspami, które potem są transportowane do Dubaju. Transport jednej wyspy – a mają one rozmiar około 20 na 50 metrów – kosztuje około 800 tys. dolarów. Jest on więc dość drogi.
Czy mógłby Pan powiedzieć, jak postawić budynek na wodzie?
Nie ma tu żadnej specjalnej sztuczki. Pływające domy buduje się w Holandii od stu lat. Zawsze potrzebny jest pływający fundament. Jest to rodzaj betonowego pudła. Coś w kształcie ogromnego pudła na buty, na którym posadowiony jest dom. Stanowi ono równocześnie piwnicę. Na podobnej zasadzie na wodzie unosi się stalowy czy betonowy statek. A w największych pływających konstrukcjach, o długości dochodzącej do 200 m, bloki betonowe łączy się ze styropianowymi. Styropian zwiększa wyporność, a beton zapewnia stabilność. W ten sposób tworzy się duże fundamenty pływające, na których można budować ulice, domy i sadzić roślinność, czyli komponenty miasta.
Czy ludzie nie obawiają się, że takie betonowe fundamenty nabiorą wody i zatoną?
Tak. Ludzie mają takie obawy, ale jak już mówiłem, od stu lat mamy budynki tego typu w Holandii. Tylko raz doszło do tego, że dom zatonął, gdy w 1988 roku 150 osób wdrapało się na dach, ciesząc się ze zwycięstwa Holandii w mistrzostwach Europy w piłce nożnej. Jednak co do zasady betonowe pudło wypełnione styropianem nie jest w stanie zatonąć. Obecność styropianu wyklucza obecność wody, zatem są one niezatapialne. Stąd też zatonięcie największych obiektów jest technicznie niemożliwe.
Jak trwałe są takie domy?
Obecnie budowane obiekty obliczone są na 100 lat eksploatacji. Gwarantujemy, że nie zatoną w tym czasie. Na tych pływających fundamentach buduje się domy, które mają taką samą trwałość jak normalne domy. Staramy się też być jak najbardziej zieloni. Wykorzystujemy panele słoneczne, budynki chłodzimy wodą. Na przykład w Dubaju, gdzie woda ma 27 stopni, ale na zewnątrz temperatury sięgają 50 stopni, można pompować tę wodę do ścian budowli. Dzięki temu oszczędza się energię, ponieważ morze jest ogromnym buforem energetycznym.
Jak zapobiegać kołysaniu domów na wodzie?
Jest to konieczne. Trzeba pamiętać, że istnieje wiele rodzajów wód i jest oczywiście o wiele trudniej uczynić stabilnym dom na oceanie niż na małym jeziorze. Tak więc sprawdzamy najpierw, jakie są fale w danym miejscu, jaki jest najgorszy scenariusz klimatyczny na najbliższe 100 lat, który mógłby wpłynąć na panujące tam warunki i dopiero wówczas zaczynamy projektowanie. Bierzemy pod uwagę wszystkie te dane, aby przewidzieć, jakiego rodzaju warunków możemy się spodziewać. Następnie wykorzystujemy szereg narzędzi, aby zapewnić budynkowi stabilność. Ostatecznie to, że dom znajduje się na wodzie, jest nieodczuwalne. Domy te zapewniają podobną wygodę co standardowe. Dzięki temu ludzie chcą w nich mieszkać. Jeśli dostawaliby choroby morskiej, ceny domów na pewno spadłyby drastycznie.
Woda to groźny żywioł. Na oceanie zdarzają się ogromne fale. Muszą być jakieś granice tej technologii.
Istnieją granice finansowe. Na oceanie trzeba budować platformy wiertnicze oraz tankowce do pompowania ropy z dna oceanu. Ze względu na warunki atmosferyczne w Meksyku, budowa tamtejszych platform kosztuje miliony. Nigdy nie wykorzystywano by tego rodzaju technologii do budowy jednego domu. Jest to technicznie możliwe, ale w rzeczywistości zawsze szuka się łatwiejszego miejsca do budowy, np. jeziora, kanału lub rzeki. Morza i oceany są najmniej popularnym wyborem. W Dubaju pracujemy nad projektem The World. Zbudowaliśmy tam pływające wyspy osłonięte dużymi falochronami. To ułatwiło sprawę. Można też budować obiekty na płynącej wodzie, np. na rzece, ale trzeba je dobrze zakotwiczyć. Potrzeba do tego trochę więcej technologii. Im większy projekt, tym jest to łatwiejsze. Mały dom na wodzie, tak jak mała łódź, będzie bardziej podatny na fale czy wiatr w porównaniu z obiektem dużych rozmiarów (np. 100 na 100 metrów). Ma to związek z położeniem środka ciężkości.
Czy wilgoć stanowi problem? To coś, co bardzo wpływa na komfort.
Dość często słyszymy to pytanie. Zapraszamy więc ludzi, aby obejrzeli domy na wodzie w Holandii. Kiedy schodzą do podwodnych piwnic, przekonują się, że są one całkiem suche. Nie ma różnicy między domem na wodzie a zwykłym, to jest po prostu normalna piwnica. W Holandii, która jest przecież bardzo podmokłym krajem, piwnica normalnego domu na lądzie jest również całkowicie otoczona wodą gruntową. Nie ma aż tak dużej różnicy między tym a pływającymi fundamentami. Zatem wilgoć nie stanowi problemu. Budynki zbudowane na tych fundamentach nie różnią się w tym względzie od budynków na nadbrzeżu. Oba rodzaje budynku poddane są bardzo podobnym warunkom. Różnią się wyłącznie fundamentami.
Co do Europy Środkowo-Wschodniej – wiem, że projektuje Pan dom na wodzie dla prywatnego klienta w Kijowie. Słyszałem też o jednym projekcie w Gruzji. To niezbyt wiele. Nie jest to koncepcja zbyt popularna w naszym regionie. Dlaczego?
Najważniejszą sprawą jest pokazanie ludziom, że ta koncepcja działa. Oni nie wiedzą, co to jest i obawiają się wody. Mówimy im, że nie muszą się bać. Jeżeli ktoś czuje się zagrożony, powinien rozważyć mieszkanie na wodzie zamiast w jej pobliżu. Ponieważ gdy jesteś na wodzie, nie zostaniesz przez nią zalany. Jest to więc kwestia zmiany podejścia, a na to potrzeba czasu. Obecnie coraz lepiej rozwijamy tę technologię. Dlatego też niektóre projekty dopiero teraz nabierają rozpędu. Myślę, że w ciągu następnych dziesięciu lat kolejne miasta przekonają się naszej wizji. Kiedy uda nam się osiągnąć masę krytyczną, będzie więcej chętnych. Widzimy, że w związku ze zmianami klimatycznymi w niektórych miastach stopniowo zaczynają poszerzać się na skraju rzek tak zwane szare strefy, która raz są mokre, a raz suche. Oznacza to, że miasta mają mniej gruntu pod zabudowę. A obiekty unoszące się na wodzie pozwalają bardziej efektywnie wykorzystać przestrzeń. I zapewne stare nieużywane porty, jakie są w wielu miastach, jako pierwsze zmienią się w pływające dzielnice. Łatwo będzie wykorzystać pływające domy do stworzenia elastycznych i bezpiecznych obszarów miasta.
Czy budowanie na wodzie jest drogie?
Nie jest. Jednak bardzo ważną rolę odgrywa ekonomia skali. Koszt budowy 100 domów na wodzie nie różni się zanadto od budowy takiej samej liczby domów na lądzie. Ale jeżeli chcesz zbudować tylko jeden, będzie to prawdopodobnie
10-15 proc. droższe w stosunku do domu na lądzie. Koszty są większe ze względu na cumowanie i fundamenty.
Kim są najczęściej Państwa klienci? Czy to osoby prywatne, deweloperzy, czy inwestorzy?
Władzom miejskim podoba się ten pomysł, ponieważ mogą zarobić na wykorzystywaniu dodatkowych miejsc pod zabudowę. Podoba się on także deweloperom, ponieważ wodę mogą kupić taniej niż ziemię, a przy tym mogą dzięki temu budować w centrach miast. Znajdują się też klienci prywatni, którzy chcą mieć domy czy obiekty wypoczynkowe na wodzie. Nie można więc powiedzieć, że istnieje klient typowy. Mogą to być zarówno osoby prywatne, jak i władze samorządowe.
Jakie są Pana prognozy na przyszłość? Jak rozwinie się ten rynek i sektor?
Dzisiejsi architekci znacznie lepiej rozumieją swoją rolę. Jeszcze dziesięć czy piętnaście lat temu młodzi architekci myśleli, że mają projektować wspaniałe, kultowe budynki. Dziś ci, którzy przychodzą do naszego biura, nie są tym zainteresowani. Oni chcą zmieniać świat, sprawić, by stał się lepszym miejscem do życia. Sądzę więc, że ten trend będzie się umacniał. Myślę, że ci ludzie staną się częścią pokolenia zmian klimatycznych. A to pokolenie chce uczynić nasze miasta bardziej funkcjonalnymi i przyjaznymi. Uważam, że woda stanowi część rozwiązania. Spodziewam się, że w ciągu pięćdziesięciu lat budowanie na wodzie będzie czymś tak zwyczajnym, jak obecnie budowanie wysokościowców. Będzie to po prostu kolejny sposób wykorzystywania przestrzeni miejskiej. Jednak uważam też, że dzięki temu będziemy w stanie budować projekty w ciągu pół roku lub trzech, czterech miesięcy zamiast czekać na pojawienie się nowego budynku pięć lat. Dzięki wykorzystywaniu wody nasze miasta staną się więc o wiele jaśniejszymi, bezpiecznymi i elastycznymi miejscami – a spędzanie w nich czasu będzie o wiele przyjemniejsze.
Jak będą wyglądały te miasta przyszłości?
Myślę, że pływające miasta ostatecznie nie będą aż tak bardzo różniły się od tych współczesnych. Nie wydaje mi się, by ludzie chcieli mieszkać w miejscach o bardzo futurystycznym wyglądzie albo w takich, które są całe ulokowane na wodzie. Chcą po prostu miasta, w którym świetnie się mieszka, z bardzo dobrym klimatem, niezbyt drogiego, które dobrze prosperuje. Zatem miasta te będą różniły się technologią, tym, co jest pod spodem, ale na wierzchu będą dość podobne: z wieżowcami, terenami zielonymi, parkami, ulicami i samochodami.
Pływający Holender
Koen Olthuis jest architektem, założycielem firmy Waterstudio.NL, z siedzibą w Rijswijk w Holandii, projektującej obiekty pływające. Studiował architekturę i projektowanie przemysłowe na Uniwersytecie Technicznym w Delft. Pierwszym miastem, w którym wprowadzono w życie jego wizję jest Westland, w pobliżu Hagi. Projekt ten obejmuje pływające domy socjalne, wyspy oraz apartamentowce. W 2010 roku malediwski rząd zdecydował się na wybudowanie w ramach spółki joint venture pływającego miasta, wysp, pól golfowych, hoteli i centrum konferencyjnego, w celu rozwiązania problemów spowodowanych podniesieniem poziomu wód oraz wsparcia rozwoju społecznego i ekonomicznego.