EN

Droga smoka

Temat numeru
Chińskie firmy budowlane chcą podbić Europę Środkowo-Wschodnią. Pomagają im czołowi politycy regionu, podpisując kolejne umowy na duże inwestycje. I choć niemal wszystkie polskie media skupiają się na fiasku budowy autostrady A2, chińskich spółek to nie zniechęca

Gdy sześć lat temu zacząłem tu pracować, przyjmowaliśmy jedną delegację z Chin na miesiąc. Teraz mamy dwie lub trzy w tygodniu - mówi Bartosz Komasa, szef działu współpracy z Chinami w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ). Delegaci, z którymi się spotyka - zwykle będący przedstawicielami chińskich władz centralnych i lokalnych, a także lokalnych spółek - mówią, że obecnie koncentrują się na inwestycjach w Polsce i Grecji. W Grecji - ponieważ można tam dziś dokonywać tanich zakupów. W Polsce - bo ta ma strategiczne położenie w Unii Europejskiej.

- Sprawa z firmą COVEC w pewnym stopniu skomplikowała ten proces. Nie zniechęciła jednak innych firm do działania w Polsce. Nie widzimy też żadnych większych problemów związanych z przyszłymi inwestycjami - zauważa Bartosz Komasa. Jak wyglądała sprawa z firmą COVEC? Przypomnijmy: 15 czerwca Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) zerwała umowę z China Overseas Engineering Group (COVEC) na budowę dwóch odcinków autostrady A2. COVEC złożył odwołanie, ale decyzję utrzymano w mocy. Kontrakt unieważniono, ponieważ Chińczycy nie płacili podwykonawcom. Poza tym chcieli wznowić negocjacje dotyczące ceny kontraktu. Polskie media publikowały dowody domniemanej niezdolności spółki COVEC do realizacji tego rodzaju projektów. "Dziennik Gazeta Prawna" napisał, że władze Fidżi zleciły spółce budowę autostrady, która miała zostać ukończona do roku 2005 - po pięciu latach, w roku 2006, prace były wykonane zaledwie w 35 proc. Fidżi ostatecznie anulowało umowę, tracąc 34 mln dolarów. Na skutek takich publikacji wiarygodność chińskich firm w Polsce bardzo spadła. Część specjalistów zaczęła się zastanawiać, czy polski rząd powierzy jeszcze kiedyś chińskiej spółce realizację dużego projektu.

Światowe ambicje
Tak naprawdę Chiny od dawna chcą zyskać pozycję dużego gracza na rynkach europejskich. Jak twierdzi Bartosz Komasa, od kilku lat realizują politykę globalnej ekspansji i mają ambicję podbijać zagraniczne rynki. Ich pierwszymi celami były państwa azjatyckie takie, jak Malezja i Indonezja. Natomiast drugi etap tego planu wiąże się z inwestycjami w Europie. Polska wciąż może stać się mostem, po którym Chińczycy wkroczą na rynki Unii. - Chińskie firmy mogą korzystać tu z niższych kosztów, jednocześnie ucząc się przepisów, na przykład prawa pracy, obowiązujących w Unii Europejskiej - zauważa Bartosz Komasa. W ostatnim czasie Chińczycy intensywnie działali w Ameryce Północnej. Jednak na skutek kryzysu stracili tam dużą liczbę kontraktów. - Dlatego teraz celują w stabilne kraje demokratyczne, takie jak Polska. Projekty realizowane tutaj nie są może tak spektakularne, ale są dużo bezpieczniejsze - podkreśla Bartosz Komasa. Sami Chińczycy nie mają wątpliwości co do swoich umiejętności. I mimo pewnych niepowodzeń są nastawieni na kolejne duże inwestycje w Europie Środkowo-Wschodniej. Szereg wizyt chińskich państwowych delegacji handlowych doprowadził już do podpisania wielu znaczących umów. Jedną z istotnych zalet związanych z zapraszaniem chińskich firm do realizacji projektów jest to, że finansowania na ich realizację o co obecnie trudno w przypadku firm zachodnich - udzielają chińskie banki. Instytucje takie, jak Chiński Bank Eksportowo-Importowy (Export Import Bank of China), są w stanie udzielać dużych kredytów na projekty infrastrukturalne - i to na preferencyjnych warunkach. Jednak warunkiem jest przyznanie kontraktów chińskim firmom.

W słodko-kwaśnym sosie
Chińscy urzędnicy chętnie przyjeżdżają nie tylko do Polski. Ostatnio dość często zaglądają na Węgry. Azjatyckie banki chcą sfinansować tam inwestycje o wartości 1 mld euro. Wśród dwunastu umów dwustronnych, podpisanych już przez chińskiego ministra spraw zagranicznych Yang Jiechi oraz węgierskiego ministra ds. rozwoju krajowego Tamása Fellegi, są na przykład porozumienia dotyczące projektów w sektorach transportu powietrznego i rzecznego oraz projektów kolejowych. W planach jest m.in. budowa nowego, towarowego portu lotniczego w miejscowości Szombathely przez firmę Shanghai Construction Group. Wartość inwestycji? 100 mld forintów (ok. 168 mln euro). Planowana jest budowa pasa startowego o długości 4 km. Jeśli powstanie, będzie najdłuższy w regionie. Jednak Węgrzy, podobnie jak Polacy, sceptycznie podchodzą do chińskich obietnic. Tamás Matura z Węgierskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który w spotkaniach chińskiej delegacji z węgierskimi urzędnikami uczestniczył jako obserwator, zauważa: - Problem z tego typu inwestycjami polega na tym, że spółki posiadają zaledwie 20 proc. kapitału. Oczekują od rządów Chin oraz Węgier zapewnienia pozostałych 80 proc. Być może finansowanie to przyjęłoby tylko formę gwarancji. Są to jednak ogromne inwestycje, nawet - jak sądzę - dla Chińczyków.

Chińska ofensywa w regionie Europy Środkowej i Wschodniej przybiera jednak na sile. 11 lipca także serbski rząd podpisał z Chińczykami szereg umów dwustronnych. Skutkować one mają wzmocnieniem relacji obu państw, co ma utorować drogę dla firm chińskich chcących zaistnieć na tym rynku. Jeden z projektów w Serbii, realizowany przez Chinese Road & Bridge Corporation (CRBC), obejmuje budowę ?Mostu Przyjaźni", który ma połączyć belgradzkie dzielnice Borca i Zemun. Projekt, składający się z budowy mostu oraz dróg dojazdowych, ma kosztować 170 mln euro (z czego 70 mln euro zostanie przeznaczone na budowę samego mostu). CRBC i rada miejska Belgradu odmówiły nam podania szczegółowych informacji odnośnie tego projektu. Władze Serbii pożyczyły ponadto od Chińczyków 1 mld euro i chcą spożytkować te środki na wybrane projekty. W innych częściach Bałkanów trwają negocjacje z chińskimi urzędnikami odnośnie budowy nowego terminalu w porcie lotniczym w Zagrzebiu, którego koszt szacowany jest na 280 mln euro. Polska, Węgry, Serbia - gdzie jeszcze uderzają Chińczycy? Rumunia i Rosja. Warto tu wspomnieć o wielofunkcyjnym projekcie spółki China Town Romania o wartości 150 mln euro, powstającym w miejscowości Afumaţi w pobliżu Bukaresztu. Jego pierwszy etap (138,5 tys. mkw. powierzchni handlowej) został właśnie otwarty.

Na perłowo w Petersburgu
Natomiast jednym z większych projektów w Rosji jest Baltic Pearl w St. Petersburgu. To inwestycja realizowana przez Shanghai Overseas United Investment Holding - spółkę joint venture składającą się z pięciu firm chińskich (Shanghai Industrial Investment Company (SIIC), Shanghai Brilliance Group, Jinjiang International, Shanghai Greenland Group oraz "Eurasia" Shanghai Industrial Development Center). Całkowita wartość inwestycji Chińczyków sięga 1,3 mld euro. Po ukończeniu, wielofunkcyjny kompleks stanie się nową dzielnicą miasta, której powierzchnia sięgnie dwóch kilometrów kwadratowych. Docelowo zamieszka tu 35 tys. osób. Spółka odpowiedzialna za zarządzanie projektem - ZAO Baltic Pearl - nie chciała z nami rozmawiać. Bardziej rozmowny był fiński deweloper SRV zaangażowany przez Chińczyków do wybudowania centrum handlowo-rozrywkowego Pearl Plaza, które wejdzie w skład nowej dzielnicy. Centrum handlowe w 50 proc. należy do SRV, a w 50 proc. do SIIC. Pierwsza faza będzie miała całkowitą powierzchnię ok. 93 tys. mkw. (ok. 45,5 tys. mkw. przeznaczone będzie pod wynajem).

Dyrektora projektu w spółce SRV Russia, Jukka Kähärä, spytaliśmy o problemy kulturowe podczas negocjacji. - O dziwo, nie mieliśmy takich - odpowiedział. Wyjaśnił, że jego firma zadała sobie wiele trudu, by zapoznać się z kulturą chińską i uniknąć popełniania prostych gaf. - Fiński sposób prowadzenia negocjacji jest bardzo bezpośredni. Natomiast w przypadku Chińczyków nie zawsze tak jest. Na sprawy trzeba patrzeć na wiele różnych sposobów. Nam się to udało. Nasze negocjacje były bardzo uczciwe, co okazało się dla nas dobre. Mieliśmy szczęście zasiadać przy jednym stole z osobami podejmującymi decyzje - opowiada Jukka Kähärä.

Odpowiednia skala
Bartosz Komasa z PAIiIZ zauważa, że część chińskich firm wciąż nie rozumie skali budownictwa i inwestycji w Polsce. - Rozmawialiśmy z firmą, która szukała działki o powierzchni 150 ha w centrum Warszawy na realizację dużego projektu handlowego z hotelem i obiektami rozrywkowymi. Jej przedstawiciele nie rozumieli różnicy skali. Wydawało im się także, że można kupić tak duży teren bez przetargu. Nie rozumieli lokalnych przepisów - opowiada Bartosz Komasa. Jeśli jednak chodzi o budowę projektów mieszkaniowych, to Chińczycy wydają się o wiele bardziej rozsądni. Przykładem może być wybudowany przez firmę Yu Long Construction projekt mieszkaniowy Vis-a-Vis w Kielcach. Osiedle składające się z pięciu budynków, w których znajduje się 111 mieszkań - częściowo należące do Chińczyków, a częściowo do kieleckich władz. Zeng Xiaohu, prezes zarządu spółki zapytany o różnice między kulturą europejską a azjatycką odpowiedział: - Jednym z największych dla Chińczyków problemów są nie tylko różnice w kulturze biznesowej, lecz także różnice dotyczące kultury społecznej. Orientalny sposób działania w dużym stopniu różni się od zachodniego. Trudno jednak powiedzieć, który z nich jest lepszy - dodał dyplomatycznie.

Efekt A2
Wbrew opiniom ekspertów, Zeng Xiaohu uważa, że jego śladami do Europy podąży niewielu chińskich deweloperów. - To nie jest łatwy biznes - twierdzi. - Być może w Polsce inwestować będzie więcej firm budowlanych. Jednak problem z autostradą A2 miał istotny, negatywny wpływ na postrzeganie chińskich firm budowlanych - mówi Zeng Xiaohu. Jak bardzo reputacji takich firm zaszkodziła sprawa budowy autostrady A2? Dla firmy COVEC był to ważny kontrakt. Jej pierwszy przetarg na budowę autostrady w państwie członkowskim Unii Europejskiej. Kontrakt, który postrzegany był jako szansa dla firmy na wejście na szeroki rynek UE. Przy tej okazji pojawiły się opinie dotyczące dumpingu cenowego. Rzecznik GDDKiA, Urszula Nelken przyznaje, że firma COVEC przedstawiła najniższą ofertę, lecz "nie była to jedyna oferta poniżej szacunków inwestora". Pierwsze oznaki problemów pojawiły się, gdy podwykonawcy zaczęli narzekać na brak płatności. COVEC utrzymywał, że winę za te problemy ponosi GDDKiA, ponieważ opłaca rachunki w ostatnim możliwym momencie, po upływie okresu 58 dni, podczas gdy COVEC zobowiązany jest płacić dostawcom i podwykonawcom w ciągu zaledwie pięciu dni. Firma COVEC skarżyła się także na to, że ocena i nadzór nad jej pracami przez GDDKiA były nieobiektywne, a ceny materiałów budowlanych niespodziewanie wzrosły. COVEC wznowił więc negocjacje i poprosił o podwyższenie wartości kontraktu. GDDKiA odmówiła. W roku 2009 "Eurobuild CEE" przeprowadził wywiad z wiceprezesem spółki COVEC, odpowiedzialnym za działalność w Polsce i Europie Wschodniej. Zhao Xiang mówił wtedy - Wydaje się, że firmy europejskie często renegocjują warunki swoich kontraktów. Koniec końców, cena okazuje się wyższa. Jednak chiński kodeks postępowania mówi: "Trzymaj się ceny, którą obiecałeś".

W czasie, gdy COVEC odsunięto od budowy autostrady A2, firma ta miała także problemy z budową hotelu Gromada w Krakowie. Po wielu opóźnieniach budynek nadal nie jest gotowy. - W przypadku firmy COVEC zabrakło profesjonalizmu. Ten problem dotyczy też innych firm z Chin - twierdzi Bartosz Komasa. - Gdyby zatrudniły specjalistę PR w celu komunikacji z mediami, a także prawników i doradców, być może byłoby im o wiele łatwiej przejść przez to wszystko. Natomiast dziś opinia publiczna ma wrażenie, że za fiasko budowy A2 w całości winę ponosi COVEC. Ja jednak sądzę, że odpowiedzialność za pewne problemy leżała po stronie polskiej. Chińczykom jest też trudno przyzwyczaić się do zachodnich standardów i sprzętu budowlanego. Widać to było na przykładzie problemów przy realizacji hotelu Gromada w Krakowie. W każdym takim przypadku dobrym rozwiązaniem jest zatrudnienie polskiego inspektora nadzoru dla każdego etapu budowy - podpowiada Bartosz Komasa. Jeżeli zaś chodzi o wysuwane pod adresem COVEC oskarżenia o dumping cenowy - którym firma stanowczo zaprzecza - nie jest to jedyna chińska firma, działająca w regionie, podejrzewana o tę praktykę. Jeden z naszych rozmówców uważa, że firma CRBC może mieć problemy z wybudowaniem "Mostu Przyjaźni" w Belgradzie za zaledwie 70 mln euro. Jeśli im się nie uda, będzie to kolejna duża inwestycja, której Chińczycy nie doprowadzą do końca. Bartosz Komasa uważa jednak, że przypuszczenia odnośnie dumpingu cenowego mogą także wynikać z braku profesjonalizmu w zakresie public relations po stronie chińskich firm. - COVEC chciał zrealizować projekt jak najtaniej, ale nie był gotowy korzystać z rad. Firma chciała zaistnieć w naszym kraju, oferując taką cenę za projekt budowy autostrady A2, przy której nie zarobiłaby wiele, ale także nie poniosła straty. Polscy doradcy zasugerowaliby bardziej realną stawkę. Dlatego problem powstał głównie z powodu niezatrudnienia lokalnej firmy do opracowania szacunków. Oferty firm niemieckich i włoskich w tym przetargu były zbyt wygórowane. Jestem więc zadowolony, że pojawił się COVEC, bo dzięki tej firmie inni oferenci zdali sobie sprawę, że możliwa jest o wiele tańsza realizacja projektu - zauważa Bartosz Komasa.

Milczenie jest złotem?
Bardzo niewiele chińskich firm, z którymi próbowaliśmy się kontaktować, wykazało jakąkolwiek gotowość do rozmowy. Przedstawiciele firmy COVEC nie zgodzili się na wywiad. Wszyscy chińscy deweloperzy - z wyjątkiem jednego - odmówili wypowiedzi. - Chińskie firmy nie lubią, lub nie mogą, ujawniać informacji bez pozwolenia szefa. Dlatego powstrzymują się od odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Co więcej, nie chcą ujawniać bankom informacji finansowych dotyczących firmy. Jest to jeden z powodów, dla których Unia Europejska nie postrzega Chin jako gospodarki wolnorynkowej - zauważa Bartosz Komasa.

Jak więc współpracować z chińskimi kontrahentami? Trzeba brać pod uwagę różnice w kulturze biznesowej. W Chinach celem pierwszego spotkania jest tylko poznanie się nawzajem. Dlatego lokalne firmy powinny wiedzieć, że przed rozpoczęciem współpracy potrzebnych może być cztery do pięciu spotkań. Trzeba wykazać się dużą cierpliwością. - Chińczycy mają długoterminowy sposób działania. Wszystko analizują, rozpatrują wszystkie za i przeciw. Ich firmy mają rozbudowaną strukturę, dlatego proces podejmowania decyzji jest bardzo złożony i długo trwa. Polscy partnerzy narzekają na ten aspekt, lecz taka jest rzeczywistość - mówi Bartosz Komasa. Wydaje się, że siła gospodarcza i finansowa Chin rośnie niepowstrzymanie. Rośnie też doświadczenie tego kraju w takich dziedzinach, jak budownictwo i nieruchomości. I choć na ogłoszenie "Wejścia smoka" może być jeszcze za wcześnie, to nie da się ukryć, że stawia on już pierwsze ostrożne kroki w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. I zamierza zadomowić się tu na dobre.

Alexander Hayes, Nathan North

Kategorie