Polska Mihiderka walczy o przetrwanie

Wśród dziesięciu lokali sieci nieco niższy spadek zanotowały lokale przyuliczne (56,7 proc.), zaś wyższy – restauracje zlokalizowane w galeriach handlowych (69,14 proc.).

Okres tzw. pandemii to czas, w którym wszystkie nasze plany bieżące i dotyczące rozwoju uległy brutalnej weryfikacji. Zamiast planowanych nowych otwarć, których w roku 2020 mieliśmy mieć minimum cztery, mamy w zasadzie walkę o przetrwanie. Niestety, takie są realia i warto – moim zdaniem – podzielić się opisem tego, co wynika z tej sytuacji dla Mihiderki – mówi Marcin Krysiński, współwłaściciel sieci.

Najlepiej kwestię wpływu pandemii na działalność sieci ilustruje procentowe porównanie spadku sprzedaży sprzed tzw. „lockdownu” z tą osiągniętą za opisywany miesiąc. Kierownictwo sieci wzięło pod uwagę ostatnie 31 dni (okres od 10.02 do 11.03) i zestawiło je z analogicznym okresem od 18.05 do 17.06. Najwyższy spadek sprzedaży odnotowano w lokalu w Arkadach Wrocławskich (ponad 83 proc.), a najniższy w restauracji w Gliwicach przy ul. Kaczyniec 12 (54,72 proc.).

Przedstawione wartości ilustrują ogromne ubytki w sprzedaży. Zderzając to ze stosunkowo niską rentownością lokali gastronomicznych, która w zasadzie nie przekracza 10 proc., możemy mówić o fatalnej sytuacji, w jakiej znalazła się nasza sieć. Co gorsza, nic nie wskazuje na jakąś znaczącą poprawę w najbliższym czasie. Dopóki bowiem będą obowiązywały restrykcje i określone odległości pomiędzy zajętymi stolikami, dopóty szansa na istotny wzrost sprzedaży jest niewielka – dodaje Marcin Krysiński. – Zupełnie nie pasują do tego obrazu szeroko nagłaśniane przez wynajmujących informacje, jakoby ruch w centrach handlowych był niewiele niższy od tego sprzed lockdownu. Rozumiemy oczywiście, że dla każdego rodzaju działalności te zależności są różne i inaczej wpływają na ostateczne wyniki sprzedaży, jednak – co do zasady – jest raczej gorzej niż lepiej – mówi współwłaściciel Mihiderki.

Przedstawicieli Mihiderki nie dziwi coraz bardziej stanowcza postawa najemców, w tym oficjalnie zrzeszonych w grupie interesów, którzy domagają się wypracowania rozwiązań umożliwiających im przetrwanie. Zdaniem Krysińskiego, w kwestii wsparcia oferowanego przez państwo zawiodło ono na całej linii. Krytykuje on też fakt upartego trwania przy zakazie handlu w niedzielę.

Jako mała, rodzinna firma z kapitałem pochodzącym wyłącznie z własnych środków wypracowanych wcześniej innymi przedsięwzięciami, nie mamy możliwości po prostu dopłacać do funkcjonowania nierentownych lokali. Tym samym stajemy przed dość oczywistą alternatywą – albo wynajmujący zgodzą się na czasowe dostosowanie wysokości opłat czynszowych do realiów wynikających z aktualnej sprzedaży, albo będziemy zmuszeni takie lokale po prostu zamknąć. Nasza marka zapewne z czasem dostosuje się do zmian na rynku – m.in. przez uruchomienie sprzedaży alternatywnymi kanałami, takimi jak dowóz gotowych dań do klienta – jednak dużo ostrożniej będziemy podchodzić do ewentualnych, kolejnych otwarć w przyszłości – deklaruje współwłaściciel sieci Mihiderka.

Przedstawiciele sieci zwracają też uwagę na fakt, że w obecnej sytuacji pomocna byłaby też elastyczność zarządców w kwestii godzin otwarcia lokali gastronomicznych. Jednocześnie zarząd sieci podkreśla, że negocjacje z właścicielami galerii w siedmiu przypadkach na dziesięć są na dobrej drodze, zaś pozostałe trzy najmy czekają na rozwój wypadków.