EN

Dzień przed Bożym Narodzeniem...

Temat numeru
- Wesołych Świąt, panie Scrooge, i niech Bóg pana błogosławi! - wybił się radosny głos ze świątecznego tłumu na głównej ulicy handlowej. Należał do bratanka Scrooge'a, zajmującego się finansowaniem nieruchomości. -Ba! - wzruszył ramionami Scrooge. - Bzdura! A czymże są święta?! Ludzie wydają wtedy więcej pieniędzy niż zwykle na imprezy biurowe, zamiast zwrócić wszystko to, co są mi winni!
- Ale mogą te pieniądze mądrze zainwestować, wujku, i jeszcze im zostanie na wesołe spędzenie świąt - wyjaśnił bratanek, który zbliżał się do Scrooge'a z promiennym wyrazem twarzy. - A potem będą mogli brać jeszcze więcej pożyczek od ciebie w przyszłości! Próbuję zdobyć fundusze na własny mały wielofunkcyjny projekt, a nie mam ani grosza przy duszy. Nie mógłbyś mi trochę pożyczyć z okazji Bożego Narodzenia? Mnóstwo innych banków finansujących nieruchomości teraz tak robi. - Święta zatrzymaj dla siebie - odburknął Scrooge. - A ja zatrzymam swoje pieniądze! Powiedziawszy to, starszy pan szybko minął bratanka i brnął dalej w śniegu, zmierzając w kierunku domu.

Duch pierwszy...
Było już po północy, kiedy stary Scrooge skończył liczenie złotych suwerenów i położył się do łóżka. Spał od godziny i zdrowo już chrapał, kiedy nagle obudził go niski, powtarzający się dźwięk. Upiorna ręka odchyliła zasłonę przy jego łóżku, a blade światło stopniowo wypełniło pokój.

- Kim, czym jesteś? - zapytał stanowczym tonem Scrooge. Przez kotarę widział, że światło pochodziło z telefonu Blackberry, w którego klawisze stukała i do którego mówiła tajemnicza postać: - Tak, możemy ogłosić projekt teraz i zacząć proces komercjalizacji. Zjawa ubrana była dziwnie, acz wykwintnie. Miała na sobie drogi garnitur Savile Row i jedwabny krawat taki, jak te, które ludzie nosili wieki temu. Te rzeczy już dawno wyszły z mody i postać wyglądała jak z ilustracji podręcznika do nauki historii. - Przepraszam - powiedziała zjawa. - Uuuuuuu! Jestem duchem przeszłości rynku nieruchomości. Uuuu... chwileczkę, mam następną wiadomość... Na chwilę zagłuszył zjawę dźwięk wydawany przez Blackberry, ale po wystukaniu odpowiedzi, znów było ją słychać. - Tak, właśnie zamknąłem transakcję zakupu wieży biurowej, która ma potencjał do wzrostu wartości. O czym to ja mówiłem? A tak. Uuuuuuu! Scrooge, weź mnie pod rękę. Widmo i Scrooge spletli ramiona i ku zaskoczeniu tego drugiego oboje przeszli przez ściany domu i poszybowali w powietrzu nad miastem, którego Scrooge na początku nie rozpoznał. Wokoło toczyły się prace budowlane: betoniarki mieszały cement, a w powietrzu przenoszono wielkie płyty, podczas gdy robotnicy wykrzykiwali do siebie polecenia w panującym tam zgiełku. - Gdzie ja jestem? - zastanawiał się głośno Scrooge. - Chwileczkę - powiedział duch. - Tak, to dobra cena. Podpisuj umowę - zwrócił się do swojego Blackberry. - Przepraszam, sprzedaję wieżowiec, który kupiłem kilka chwil temu. Nie poznajesz tego miejsca, Scrooge? Rzeczywiście wyglądało znajomo. - To jest to samo miasto, tylko dawno temu. - ciągnęła zjawa. - Kiedy budowano nową miejską inwestycję na dużą skalę. - Miejską inwestycję na dużą skalę. Ba! Bzdura! - odparował Scrooge. W tym momencie jego uwagę przyciągnęła grupa ludzi na dole, podających ręce młodemu, elegancko ubranemu mężczyźnie. Scrooge zorientował się, że może podsłuchać ich rozmowę. - Kredytowanie tak obiecującego projektu to sama przyjemność - mówił młody mężczyzna. - Zapewni ono mieszkania i inne udogodnienia tak potrzebne tutaj ludziom. Proszę tylko, aby spłata miała rozsądne oprocentowanie. - Kredytowanie? Rozsądne oprocentowanie? Bzdura! - powiedział Scrooge do ducha. - Kim jest ten głupiec? Odpowiedzi udzielił jeden z mężczyzn podających rękę młodzieńcowi. - Dziękuję! Nie pożałuje pan tej decyzji. Wesołych Świąt, panie Scrooge! Starsze wcielenie Scrooge'a oniemiało. - To ja?! Psiakrew! W życiu nie uwierzę, że byłem takim głupcem. Zabierz mnie stąd! - Dobrze - powiedział duch.

Duch drugi...
Scrooge obudził się i zobaczył, że jest z powrotem w łóżku. - Dzięki Bogu! To był tylko zły sen! - wykrzyknął sam do siebie i szybko zaczął znowu chrapać w poduszkę.

Lecz nie spał długo. Minęła zaledwie godzina, odkąd ponownie zapadł w sen, kiedy kolejny raz obudził go hałas w pokoju. - Co znowu? Kto tam? - zapytał, odsuwając zasłonę. Tym razem nie było Blackberry ciągle przesyłającego wiadomości na temat umów inwestycyjnych, które rozświetlało twarz tamtego gościa. W mroku siedziała jakaś postać w mniej eleganckim ubraniu, niż jej poprzednik. Stary garnitur był prawdopodobnie kupiony na wyprzedaży. - Jestem duchem teraźniejszości rynku nieruchomości! - zawyła nowa zjawa. - Pewnie chcesz mi pokazać, w jakiej kondycji obecnie znajduje się ten segment gospodarki - powiedział Scrooge. - Ale ja dokładnie wiem, jak on wygląda. Mnóstwo idiotów płaci za różne rzeczy, nie mając pieniędzy. To ludzie, którzy nawet nie wiedzą, jak prowadzić księgi! - Naprawdę wiesz, Scrooge? - zapytało widmo biorąc go za rękę. - Naprawdę? Scrooge ponownie został przeniesiony w to samo miejsce, co przedtem, ale tym razem panowała tam cisza. Betoniarki stały nieruchomo między niedokończonymi budynkami. Po robotnikach nie było ani śladu. - Dlaczego nic się tu nie dzieje? To przecież nonsens! - wykrzyknął Scrooge. - Jaki może być zysk z niedokończonych budynków? Gdybym ja to finansował, upewniłbym się zawczasu, że są wystarczające fundusze na zakończenie przedsięwzięcia! - Ale to ty finansowałeś ten budynek Scrooge, zanim zmieniłeś zdanie. Popatrz, jak to teraz wygląda. - Wwwięc... - zająknął się - najwyraźniej mieli nierealistyczny biznesplan. To mnie nie dotyczy, sami to na siebie sprowadzili. I nikomu się krzywda nie stała z powodu zajęcia tej nieruchomości. Wszystko jest ubezpieczone, a oni zapewne zaczynają inne przedsięwzięcia, gdzie może zainwestują pieniądze bardziej rozsądnie. - Nikomu się krzywda nie stała? Popatrzmy, dobrze? - jęknęła zjawa. I w mgnieniu oka znaleźli się we wnętrzu skromnego mieszkania, gdzie stał stół nakryty do świątecznej kolacji. Wokół niego zebrała się rodzina, której głowę Scrooge rozpoznał. To był jeden z jego klientów, Bob Deweloper. Kroił gęś. Tylko, że to nie była tak naprawdę gęś. - Masz, Timie - powiedział Bob do małego synka. - Weź kawałek kurczaka McNugget. - W porządku tato, nie jestem aż tak głodny. Podzielcie się tym między sobą. - Musisz jeść, Tim! - wtrąciła się pani Deweloper. - Popatrz na siebie. Sama skóra i kości! - Tak, jedz Tim! - przyłączył się Scrooge. Ale nikt go nie słyszał. Za to on usłyszał słowa Boba skierowane do synka. - Proszę cię, Tim. Nie udawaj i jedz! To wszystko, co nam zostało do jedzenia na najbliższe dni, więc równie dobrze możemy to zjeść razem w święta. Obawiam się, że miły pan Scrooge nie może zrefinansować inwestycji, więc będziemy musieli zadowolić się tym, co mamy. - To prawda. Nie mogę dla was przeznaczyć już żadnych pieniędzy - powiedział Scrooge. Jego słowa zagłuszył głos pani Deweloper: - Miły pan Scrooge?! Nie rozśmieszaj mnie! Nigdy nie powinniśmy się byli zgodzić na pożyczkę od tego przeklętego starego skąpca! Wszystko przez te astronomiczne raty do spłacenia. To dlatego nie możemy pozwolić sobie w te święta na gęś dla małego Tima! - Kochanie, musisz wiedzieć, że od czasu kryzysu kredytowego były problemy z wypłacalnością w sektorze bankowym, a teraz są wdrażane nawet jeszcze surowsze przepisy. To nie wina pana Scrooge'a - odpowiedział żonie pan Deweloper. - Prawdę mówi, słuchaj go! - powiedział niesłyszany przez nikogo Scrooge. A wtedy Marta, ich córka, zrobiła groteskową minę, mrucząc: - Ba! Bzdura! Jestem zły pan Scrooge! Nie, NIE możecie przedłużyć okresu kredytowania! Bzdura! - czym rozbawiła całą rodzinę. - To oni naprawdę tak o mnie myślą? - zapytał Scrooge ducha i urażony polecił: - Zabierz mnie daleko stąd!

Ostatni duch...
Scrooge znowu obudził się oblany zimnym potem we własnym łóżku. - Dzięki Bogu to tylko kolejny okropny sen! Jak mogę powstrzymać te piekielne widma, żeby mnie nie budziły? Wszyscy ci ludzie chcą moich pieniędzy, nieprawdaż?! Ba, mm... Zamilkł, przypominając sobie drwiny Marty, i myśląc o nich, obrócił się na drugi bok, zapadając jeszcze raz w głęboki, ale jeszcze bardziej niespokojny sen.
Minęła kolejna godzina i w pokoju zrobiło się bardzo chłodno. Scrooge usiadł na łóżku i zastygł jak rażony piorunem, wpatrując się w zarys ciemnej sylwetki prześwitującej przez zasłonę. - Kto tam? To pewnie duch rynku nieruchomości z przyszłości, czy coś w tym rodzaju. Widmo nie odpowiedziało. Scrooge widział, że miało na sobie taki sam kiepski garnitur, jak poprzedni gość, ale tym razem był on w strzępach. Wychudzona ręka wyłoniła się z resztek tego, co było kiedyś marynarką i chwyciła Scrooge'a mocno za ramię. Znowu znalazł się w powietrzu, znowu lecieli nocą nad miastem. Wylądowali na cmentarzu. - Po co mnie tu sprowadziłeś? - zapytał Scrooge. Zjawa nie odpowiedziała i tylko wskazała na dwóch mężczyzn wyłaniających się z mgły. Scrooge rozpoznał w nich kolegów z sektora finansowania nieruchomości. - Hej, to ja. Wasz stary przyjaciel Scrooge! - wykrzyknął, ale mężczyźni nie słyszeli go. - No cóż, to był najbardziej przygnębiający pogrzeb, na jakim kiedykolwiek byłem - odezwał się jeden. - Czemu w ogóle przyszliśmy? - Dobre pytanie - odpowiedział drugi. - Nikt tak naprawdę nie lubił tego okropnego starca. Zrujnował sektor, a przy okazji nas. Nie ma już deweloperów, których można by finansować! - Przynajmniej mieliśmy ubaw, robiąc napis na jego grobie - powiedział pierwszy. - Niech spłonie w bankowym piekle! - Na pewno tak się stanie. Ciekawe, czy te wszystkie pieniądze, których się tak kurczowo trzymał, przydadzą mu się tam - powiedział drugi i obydwaj zniknęli we mgle, śmiejąc się ponuro. Scrooge, obracając się w kierunku ducha zapytał: - O kim oni mówili? Kto mógł być tak okropny, że moi przyjaciele mówili o nim w taki sposób? Duch milcząco machnął ręką, rozganiając mgłę. Przed nimi leżał prosty nagrobek, na którym napisano: TU SPOCZYWA EBENEZER SCROOGE I SEKTOR NIERUCHOMOŚCI, KTÓRY POCIĄGNĄŁ ZA SOBĄ... - Litości, jak można temu zapobiec? - wykrzyknął Scrooge, padając na kolana. - Co mogę zrobić, żeby temu zapobiec?!? Obiecuję pożyczki na budowę, i zrefinansuję inwestycje już istniejące, i pomogę rodzinie Deweloperów we wszystkich projektach. Obiecuję!

Zakończenie...

- Obiecuję, obiecuję, obie... - Scrooge powtórzył to kilkakrotnie, zanim zdał sobie sprawę, że z powrotem znajduje się w swoim łóżku. Był ranek i z kościołów dobiegał dzwięk dzwonów. Na zewnątrz opadła już mgła i przez okno było widać, jak delikatnie prószył śnieg. Scrooge wybiegł w koszuli nocnej na zaśnieżoną ulicę.

- Dlaczego te dzwony dzwonią, młody człowieku? - zapytał przechodzącego obok chłopca. - To Boże Narodzenie, proszę pana! - odpowiedział chłopak. - Boże Narodzenie? - myśli Scrooge'a natychmiast zwróciły się w kierunku rodziny Deweloperów. - Poczekaj tutaj! - zawołał do chłopca, pędząc z powrotem do domu. Wrócił z piórem i arkuszami papieru. Napisawszy coś na nich, wręczył je chłopcu. - Co to, proszę pana? - To zamówienie na indyka u tutejszego rzeźnika oraz umowa refinansowania pożyczki. Pobiegnij jak najszybciej, odbierz indyka i zanieś go wraz z pożyczką do Boba Dewelopera, tu masz adres. A tu mały kredycik dla ciebie, jeśli kiedyś pomyślisz o zainwestowaniu we własną nieruchomość - wyjaśnił Scrooge, wypisując kolejną asygnatę dla chłopca. Tego dnia Deweloperzy gościli jako honorowego gościa przy świątecznym stole nie kogo innego jak samego pana Scrooge'a. Po zjedzeniu indyka, Marta i Tim radośnie śpiewali dla niego kolędy. - Niech nas wszystkich Bóg błogosławi - powiedział Bob, wstając do toastu. - Zwłaszcza pana, panie Scrooge! Teraz wiadomo, że od dziś w każde święta będzie panowała radość, dzięki pańskiej pomocy przy rozwijaniu biznesu. - Obiecuję to, Bob! - powiedział Scrooge. I dotrzymał słowa. Mały Tim wyrósł na dobrego, silnego Dewelopera. Rynek ozdrowiał, dzięki pomocy Scrooge'a, który od tego czasu chętnie pożyczał pieniądze każdemu (kto uprzednio zabezpieczył odpowiedni poziom wkładu własnego).

Wesołych Świąt dla wszystkich z branży nieruchomości!

Nathan North, z ukłonami dla Karola Dickensa

Kategorie